O szczęściu napisano już wiele. Poznaj 10 kroków do odczuwania szczęścia wg Anny Kossak.
Czym jest szczęście?
Filozofowie snują różne wywody, a dla mnie szczęście jest jednoczesnym poczuciem miłości i radości. Niektórzy twierdzą, że szczęśliwym się bywa. Ja uważam, że poczucia szczęścia można się nauczyć. Żyjemy w kulturze przesiąkniętej narzekaniem i zazdrością, a jak się komuś innemu powiedzie – zamiast spróbować dorównać, całą energię wkłada się w ściągnięcie niepokornego delikwenta w dół. Dlatego tak trudno niektórym cieszyć się sobą i życiem.
Fałszywa skromność też nie jest właściwą drogą.
Nie trzeba się przechwalać, wystarczy doceniać siebie i swoje osiągnięcia. A każdy jakieś ma! Tymczasem wolimy skupiać się na wszelakich brakach (tym samym je zasilając), zamiast nauczyć się dobrze o sobie myśleć. Nie ma to nic wspólnego z zarozumialstwem! Popełnisz błąd – przeproś, siebie i innych, wyciągnij wnioski na przyszłość i odpuść! Nie katuj się, szkoda życia.
Szczęście masz w sobie.
Odkop je z życiowych gruzów, którymi sama je przywalasz. Szczęśliwa nie będziesz tylko w trzech przypadkach: jeśli masz podły charakter, zaburzenia osobowości lub depresję. Wtedy z niczego na dłuższą metę nie możesz być zadowolona, bo nie masz do tego wewnętrznych zasobów. Depresję można i warto leczyć. Ze złym charakterem lub zaburzeniami osobowości jest gorzej. Takich ludzi jest ok. 20% (szacunek jest mój i wynika z moich obserwacji).
80% ma wszystko, aby odczuwać szczęście.
Wystarczy się tego nauczyć! Krok po kroku! Każdy z nich może trwać dowolnie długo: czasem tydzień, czasem kwartał. Jeśli dłużej – warto sięgnąć po pomoc zewnętrzną, bo to oznacza, że stoisz w miejscu. Póki co spróbuj samodzielnie. Kup sobie specjalny notes, najlepiej w pięknej okładce (mój do zapisków specjalnych ma elementy złoceń i ekologicznego futerka), i przejdź drogę ku szczęściu, krok po kroku.
„Miłość do samego siebie wymaga praktyki. Polega ona na życiu, w którym człowiek nie zdradza samego siebie i żyje w zgodzie ze swoją wewnętrzną prawdą, bez względu na to, czym ona jest”. (B. Brennan).
Krok pierwszy: samoakceptacja i miłość własna.
Ktoś, kto nie kocha i nie akceptuje siebie, nie może dać szczęścia innym. Po prostu. Nie ma nic gorszego dla dziecka, niż nieszczęśliwa matka. Nasza kultura tłamsi kobiety (ostatnio chce je nawet zniewolić). Polskie matki nie umieją wspierać córek, ojcowie zresztą też nie. Nie jesteśmy uczeni miłości. Zadowolenie z siebie jest postrzegane jako brak skromności. Każdy ma obszary do rozwoju, kwestia tego, co z tym robi. Ja osobiście mam dość fejsbukowych pseudo mądrości pt. „Nie cierpiał ten, kto nie kochał” lub „Wypij dziś za wszystkich kretynów, których kochałaś”. LITOŚCI! Nie szprycuj siebie i otoczenia takimi niskimi wibracjami!
Lepiej zrób listę, na której spiszesz:
Krok drugi: jakie Twoje cechy są pozytywne dla Ciebie i innych?
Ja np. udzielam się społecznie, pomagam bezdomnym zwierzakom, jestem szczera (czasem do bólu, co już nie każdy docenia), mam poczucie humoru. Wypisz wszystkie swoje cechy. Może jesteś cierpliwa? Uczynna? Jeśli masz z tym problem – popytaj wśród znajomych i bliskich, jakie wg nich masz zalety. Jak masz zgrabny tyłek i długie nogi – też wpisz! Duże niebieskie oczy też! A może ładne dłonie i stopy? Każdy ma coś ładnego! Choćby torebkę 🙂
Krok trzeci: jakie masz umiejętności?
Ja się cieszę tańczeniem tanga, umiem opowiadać kawały, ciekawie pisać, zarabiać pieniądze. Chciałabym nauczyć się kuchni wegańskiej na tyle, by zrezygnować z pożywienia odzwierzęcego. Ty może już to umiesz? Znasz chiński? Albo jesteś programistką? Startujesz w maratonach? Wypisz wszystko, co Ci przyjdzie do głowy.
Krok czwarty: jakie masz przekonania?
Jakie życiowe prawdy głosisz? Wspierają Cię czy ograniczają? Jeśli to drugie – może czas je zmienić? Szklanka jest do połowy pusta lub pełna. Zapisywanie swoich „prawd” to wyższa szkoła jazdy. Sporo ludzi bezmyślnie powtarza wdrukowane w przeszłości głupoty, typu „Nic z nieba samo nie spada, na wszystko trzeba ciężko pracować” (tymczasem lepsze efekty zamiast „ciężkiej” pracy przynosi systematyczność i wytrwałość, a także elastyczność – ale to inny temat). Jak zdiagnozujesz, jakimi blokadami jesteś nakarmiona, będziesz mogła się ich pozbyć.
Krok piąty: jaką masz pasję?
Masz ją w ogóle? Jeśli nie, może to i lepiej 🙂 Pasja to coś więcej niż hobby. Pasja organizuje nasze życie, wokół niej się ono kręci. Kto jej nie ma, nie zrozumie… Kto ma, od razu ma większy obszar życiowy do odczuwania szczęścia. Jeśli masz jedynie hobby – pielęgnuj je. Ono też uszczęśliwia. Odstawiłaś je w kąt? Czas je odkurzyć! „Brak” czasu nie jest ani argumentem, ani prawdą. Każdy ma 24 h, tylko różnie te godziny pożytkuje. Tym się hobby różni od pasji, że może być odstawione w kąt. Pasja się nie da 🙂
Krok szósty: umiesz chwalić, doceniać, być wdzięczna?
Jak nie, to się naucz! Zacznij od najbliższych: rodziny, współpracowników, może rodzeństwa? Codziennie pochwal pięć osób, za cokolwiek. Przyłóż się do tego, dobierz adekwatny komplement. Żeby nie było jak z moim kolegą: w dyskotece powiedział dziewczynie, że ma oczy jak gwiazdy i dostał w zęby, bo w ciemnościach nie zauważył, że miała zeza…
Krok siódmy: umiesz przyjmować komplementy?
Jak się z nimi czujesz? Przyjmujesz z uśmiechem czy się krygujesz? Wypisz wszystko to, co najczęściej słyszysz, i to, co miłego usłyszałaś nawet raz. To oczywiście nie zawsze jest tak, że jesteśmy tacy, jak widzą nas inni, ale jeśli pięć razy słyszałaś, że masz miły głos, to znaczy, że się Ciebie przyjemnie słucha.
Krok ósmy: kogo kochasz?
Tak naprawdę. Miłość NIE ma nic wspólnego z cierpieniem! Do niego prowadzą zawiedzione nadzieje i roszczeniowość, a nie kochanie. Tak samo zazdrość i obsesja nie ma z nią nic wspólnego – ale to inny temat, omawiany zresztą przeze mnie, lecz niebawem do niego wrócę. Spece od rozwoju duchowego twierdzą, że można wszystkich kochać bezwarunkowo 🙂 I rzeczywiście tak jest, ale na razie skup się na sobie i bliskich Twojemu sercu. Jak masz zwierzaka, jesteś bogatsza o miłość, której nie mają domy bez zwierząt.
Krok dziewiąty: kto Ciebie kocha?
W depresji powiesz: nikt. Ale nigdy tak nie ma, że nikt nie kochał. No chyba że wymordujesz pół osiedla i całą swoją rodzinę. Każdy z nas ma kogoś, komu jest bliski. Czasem denerwują mnie przesyłane żarciki czy serduszka (kiedy jestem zajęta, a sygnał messengera brzdędoli), ale natychmiast złość zamieniam na ciepłe uczucie, bo przecież skoro ktoś mi coś wysyła, to znaczy, że w tej chwili o mnie myśli… Nie mam zamiłownia jedynie dla łańcuszków wszelkiego rodzaju. Wyjątkowo mnie drażnią, ponieważ rozsyłający je ludzie albo są w ułudzie, że niby tym komuś pomagają, albo są zwyczajnie bezmyślni.
Krok dziesiąty: to se ne vrati.
Pięć minut temu było pięć minut temu. Utraciłaś męża? Fortunę? Pracę? To też są elementy życia. Zdarza się, po prostu. Warto wyciągać wnioski i iść dalej, dbając o myśli, bo to one generują emocje. Nie ma sensu tracić życia na międolenie przeszłości, bo nie ma wtedy przestrzeni na TERAZ. A to właśnie teraz pracujesz na to, jakie będzie jutro. Trudno posprzątać w emocjach w tydzień, jeśli zaśmiecało się je latami. No i samo się nie zrobi, ani nikt za nikogo tej pracy nie wykona. Tylko Ty masz klucz do drzwi swojego szczęścia. Nie umiesz z niego skorzystać – nie licz, że ktokolwiek lub cokolwiek Cię uszczęśliwi. Nie, bo nie.
Kajecik swojej dobroci możesz uzupełniać.
Po co to? Ano po to, żebyś zaczęła karmić swoją podświadomość tym, co Cię będzie wspierać, czyli dobrem na swój temat. Jeśli po drodze gdzieś się w Tobie odezwie ofiara (kogokolwiek) lub frustracja – wiedz, że to są przeszkody, które akurat w tym zadaniu po prosu omiń. Jeżeli nie będziesz umiała – znowu zachęcę Cię do poszukania pomocy z zewnątrz, gdyż uwikłanie we własne (i cudze) emocje hamuje ruch do przodu. A o to chodzi: żebyś doszła do szczęścia, które w sobie masz. Notatki pomogą Ci, kiedy będziesz miała gorszą chwilę, kiedy będzie Cię kusiło zboczyć na manowce jęczenia, że „nie jest tak, jak powinno”. Poczytaj, co dobrego o sobie napisałaś. Złe chwile miną, nie zasilaj ich energią. Jasne: jest problem – warto go rozwiązać i nie musi być to zbyt przyjemne. Chodzi o to, by przestać się onanizować wyimaginowanymi frustracjami i ciągłym brakiem (miłości, pieniędzy, wymarzonej pracy). Przestaniesz się zaśmiecać – będzie Ci się przyjemniej żyło, samej ze sobą i innym z Tobą.
Ludziom niereligijnym jest łatwiej.
Mam wrażenie, że w Polsce w ostatnim czasie część społeczeństwa zapomniała, że są różne religie i nikt nie udowodnił tej jednej właściwej, a tak w ogóle na świecie jest ich ponad 400. Uważając się za wyznawczynię którejś z nich, wszystko jest ok., dopóki działasz zgodnie z jej zasadami. Lecz jeśli uważasz się za katoliczkę, a łamiesz np. przykazania, choćby pozostając w związku bez ślubu, Twoja podświadomość odbiera to jako sprzeczność. Co innego mówić, a co innego robić – dysharmonia gotowa, więc o poczuciu szczęścia nie może być mowy. Człowiek ma tendencje do oszukiwania samego siebie i racjonalizowania swoich uczynków, ale tak naprawdę własnej duszy nie oszukasz. Słuchając nakazowo-zakazowej retoryki można sobie zrobić niezły emocjonalny kipisz. No ale to też już inny temat.