O namiętności jeszcze na moim blogu nie było 🙂 Bo jak ona się niby ma do biznesu? Nijak. Jednak ma się do TY :), bo Ty to kobieta, Ty, ja i inne Panie, których temat dotyczy, a jakże:) To jak to jest z tą namiętnością – zobacz sama!
Krótka rozprawka o namiętności
Przeglądając statystyki czytania artykułów widać jak na dłoni, że największym powodzeniem cieszą się artykuły o seksie, miłości i relacjach osobistych – także na blogu biznesowym! A że namiętność łączy się z każdą dziedziną życia – biznesem także – to dobry temat, żeby go ciut zgłębić.
Nie ma namiętności bez dopaminy.
To neuroprzekaźnik, który daje nam największą przyjemność (endorfiny są dodatkiem). Dopamina nas uszczęśliwia – a właściwie wprowadza nas w stan, w którym myślimy, że jesteśmy szczęśliwi 🙂 A także daje kopa do działania. Tyle że nie zawsze szczytnego – bo także do zemsty…
Pracoholizm versus namiętność do pracy.
Jeśli ktoś z dumą oznajmia, że jest pracoholikiem, to znaczy, że nie ma pojęcia, co to określenie oznacza. Pracoholizm to ciężka ułomność emocjonalna (jak inne …izmy). Pracoholik rzuca się w wir pracy NIE dlatego, że ją kocha. On ucieka. Od siebie, rodziny, życia… Ma poczucie, że „musi”, a tak naprawdę chce zabić w sobie poczucie pustki i beznadziei. Jest przemęczony, wypalony, zniechęcony, często uzależniony od alkoholu (żeby się wyciszyć) lub narkotyków (szukając pobudzenia). Pracoholik to ktoś, kto z każdym dniem czuje się coraz bardziej nieszczęśliwy i często nie wie, dlaczego. Za to namiętność do pracy – czyli praca jako pasja – uskrzydla. Ktoś, kto kocha to, co robi zawodowo, jest szczęśliwy, silny, stabilny. Niektórzy powiedzą, że zaniedbuje rodzinę, spędzając w pracy po 16 godzin na dobę. Robi to z innych powodów niż pracoholik i jest w innej formie psychofizycznej. Trudno jest żyć z pracoholikiem (zatruwa całą przestrzeń nawet wtedy, kiedy go nie ma, a jak jest, to jest nie do wytrzymania), z pasjonatem także (bo pasja… ale o tym ciut dalej).
Pożądanie a namiętność.
Wbrew powszechnemu przekonaniu – to nie są synonimy. Wg seksuologa Andrzeja Depki pożądanie jest formą specyficznych napięć w ciele, które można rozładować tylko w formie aktywności seksualnej z kimś dla nas atrakcyjnym. I może to być więcej niż jedna osoba! Namiętność to silne emocje, zawsze nakierowane na jeden obiekt, ale nie zawsze pozytywne – przecież można kogoś namiętnie nienawidzieć i czegoś namiętnie komuś zazdrościć. Nieodwzajemniona namiętność, która przeszła w obsesję, może prowadzić do zachowań destrukcyjnych, a nawet samobójstwa. Linia pomiędzy namiętnością a obsesją jest bardzo cienka.
Erotomani – gawędziarze.
Są osoby, które „płoną” jedynie w swojej głowie lub w wirtualnych rozmowach. Wcale nie dążą do spotkania z obiektem namiętności. Wystarcza im wyobrażenie, że jest cudownie. Namiętne internetowe czaty lub SMS-y uruchamiają wyobraznię, w której pojawia się to, co wyobrażający chcą. Bazują na odrealnieniu prawdziwej osoby. Jeśli obie strony są w przyszarzałych związkach i nie chcą ryzykować spotkania – wymiana ognistych wyznań podnosi im temperaturę i to wystarcza. Gorzej, jeśli jedna ze stron dąży do randki w realu. Ta druga zwodzi: „choruje”, „wyjeżdża”, „ma awarię”…
Namiętność prędzej czy pózniej wygasa.
Po miesiącu, po pół roku, góra po dwóch latach. Dzięki temu organizm wraca do równowagi i może zregenerować siły, nadwątlone zbytnim wydatkiem energetycznym. Jeśli namiętność przeradza się w związek, pojawia się intymność, zaangażowanie i miłość (nie mylić z zakochaniem). Chyba że namiętność związana jest z pasją – wtedy może trwać całe życie. Pasja to NIE jest hobby – na nie ma się czas lub nie, czasem się za nim tęskni, ale jak się „nie ma czasu” – też się żyje. Pasja to coś więcej. Pochłania całkowicie. To do niej dostosowuje się życie. Robi się wszystko, aby móc się w niej realizować (zmienia się zawód, miejsce zamieszkania, męża/żonę…). Całe życie jest jej podporządkowane, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Wspinaczka, żeglarstwo, kolekcjonowanie sztuki, śpiewanie, bieganie maratonów, tango… Te i wiele innych aktywności mogą być tylko hobby, ale jeśli są pasją, to ludzie spoza niej zawsze będą na drugim planie. Dla rodziny można zrezygnować z hobby. Z pasji nigdy.
Od namiętności można się uzależnić.
A konkretnie od dopaminy – hormonu szczęścia zalewającego nasz ośrodek nagrody w mózgu, niezbędnej do… szaleństwa i totalnego odjazdu 🙂 Jedni biorą narkotyki, inni uprawiają hazard, jeszcze inni oddają się z pasją swojej pracy, co poniektórzy tańczą, ale są też tacy, którzy wyrzut dopaminy uzyskują tylko poprzez nowy obiekt namiętności. Potrzebują stymulacji – częściej (wtedy płynnie przechodzą od uwielbienia do uwielbienia) lub rzadziej (raz na jakiś czas szukają wrażeń poza stałym związkiem). Niektórzy cały czas potrzebują potwierdzenia swojej atrakcyjności, męskości lub kobiecości, i tylko poprzez kolejne romanse na krótko to osiągają – ale to inny temat.
Na szczęście mamy w mózgu kontrolę rozumową.
Nie wszyscy, nie zawsze działa, ale jest szansa 🙂 Niektórzy wolą pozostać w sferze wyobrażeń z powodu obaw przed odrzuceniem lub niespełnieniem i w życiu nie dadzą po sobie poznać, że ich „wzięło”. Są tacy, którzy potrafią dostarczyć sobie dopaminę inaczej, czyli: „Zamiast wybzykać tę cycatą, napaloną blondynę – skoczę sobie ze spadochronem”. Albo: „Nie pójdę do niego, chociaż mam w majtkach kisiel, za to kupię sobie koralowe szpilki”. I nie jest to niestety stereotyp. Panowie bardziej ciągną w stronę zachowań ekstremalnych, panie wolą zakupy, bezę, lody i wino. Różnica jest także taka, że jeśli pan ulegnie, po wszystkim szybko wraca do „tu i teraz”, tak jakby nigdy nic, za to panie – jeśli było fajnie – chcą więcej… Dlaczego? Oksytocyna!
Niektórzy nie mają kontroli.
To ci, którzy mają w mózgu za mało innego neuroprzekaźnika: serotoniny, która spowalnia reakcje. Takie osoby mają skłonności do zachowań impulsywnych, nierozważnych, bez przewidywania konsekwencji. Krótko mówiąc: to życiowi awanturnicy i życiowe awanturniczki. Równie szybko ulegają impulsowi fascynacji, jak i wyrzuceniu niedziałającego telefonu przez okno. Niektórym łatwo przerzucić się na inny obiekt. Ale jeśli uruchomi się obsesja – wtedy mamy do czynienia ze stalkingiem.
Nowa pasja – nowe życie.
Zdarza się, że szukając pewnego życiowego dopełnienia trafia się na taką aktywność, która zafascynuje. Może to być zmiana pracy, odkrycie jakiejś społeczności (np. tanecznej) czy sportu. I jeśli spotka się kogoś, kto w tym jest… rozumie… to… czasem się dzieje. Po prostu. Każde nowe hobby to sprawdzian dla dotychczasowego związku. Może go pięknie wzbogacić (jeśli oparty jest o mocne fundamenty) lub być impulsem do zmiany partnera/partnerki (jeśli dominowała nuda, frustracja i nieskie poczucie własnej wartości którejś ze stron).
Poczucie uciekającego czasu.
A raczej kryzys wieku średniego 🙂 Granica się przesunęła i teraz występuje ok. 55 roku życia. U obu płci. Dzieci odchowane, hormony w dysharmonii, czasem pustka w sercu…mimo bycia w małżeństwie. I nagle zjawia się on/ona… Świeżość (porywu serca – a raczej mózgu, niekoniecznie wieku). „Jeśli nie teraz, to nigdy!”. I spokojna, zrównoważona do tej pory osoba rzuca się w szaleństwo… Tak jakby dopamina dopiero teraz zaczęła działać… Często dopiero w dojrzałym wieku kobieta odkrywa przyjemność z seksu, przeżywa pierwszy (tak! tak!) orgazm…
Dlaczego czasem nas „trafia”, a czasem nie?
Różne są teorie. Zapach, podobieństwo do kogoś ważnego (może to być nieświadome skojarzenie), bycie „w typie”… Badania psychologiczne dowodzą, że bycie w sytuacji granicznej (zagrożenie życia lub zdrowia, zachwiane poczucie bezpieczenstwa) generuje większe prawdopodobieństwo powstania namiętności. Kobiety nawiązują relacje poprzez rozmowę, mężczyzni poprzez działanie – stąd tak dużo romansów biurowych i tych w kółkach pasjonackich. Mamy w mózgu tzw. ślady pamięciowe – stąd wiele romansów po latach (internet pomaga się odnalezć) – niekoniecznie z kimś, kto nam się kiedyś podobał. Wystarczy wspomnienie „dobrych” czasów (bo z młodości).
Namiętność to wulkan. Czułość to kwiat lotosu na spokojnej tafli jeziora.
Można namiętnie zerwać stringi jeszcze w przedpokoju, a po wszystkim… nic… Czułość to wyższa szkoła jazdy. W odczuwaniu, okazywaniu i przyjmowaniu. Ale to inny temat, bardzo luźno związany z biznesem. Jeśli chcesz, żebym mimo wszystko o nim napisała – zostaw komentarz 🙂