Jest tak, jak myślisz, że jest – Anna Kossak

| |

Żeby coś zmienić  w nadchodzącym roku trzeba przyjrzeć się kończącemu się rokowi. Bardzo osobiste przemyślenia Anny mogą pomóc w spotkaniu ze sobą. Takim autentycznym i bez ściemy!

Anna_lila_foto - kopia

Jest tak, jak myślisz, że jest

Anna Kossak

Internety, książki, czasopisma – pełne są „życiowych mądrości”. Zwłaszcza teraz, w okresie  około noworocznym, zalewani jesteśmy nie tylko badziewnymi świątecznymi „przebojami”, ale także całą masą porad z cyklu „Jak dotrzymać noworocznych postanowień”. Kiedyś o tym pisałam, więc dzisiaj sobie i Tobie daruję. Ale przyszło mi do głowy, że bez ekshibicjonizmu, za to ze szczerą otwartością, podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami dotyczącymi mijającego roku i tym, co z tych przemyśleń wynika.

To był dla mnie bardzo trudny rok pod każdym (!) względem.

Biorąc pod uwagę, że poprzedni nie był łatwy – kawał czasu czuję wiatr w oczy. Chyba powinnam się załamać, wpaść w depresję, stracić poczucie własnej wartości i sprawstwa, zaniechać wszelkich działań. Może nie wyjść jedna rzecz, dwie. No dobrze: trzy. Ale żeby nie wyszło WSZYSTKO?! No bo tak:

* Bardzo bliską mi osobę powaliło choróbsko. Dosłownie. Było tak źle, że już ją mentalnie pożegnałam i opłakałam. Życie i aktywność całej rodziny zostało podporządkowane zabiegom medycznym i pielęgnacyjnym. I to poczucie bezsilności… Pytania bez odpowiedzi… Nieznajomość jutra… Kto przeżył, ten wie, jak to jest.

* Żaden mój projekt artystyczny nie zakończył się sukcesem. Nie wydałam drugiej książki, nie nakręciłam filmu wg mojego scenariusza mimo zaawansowanych rozmów z producentem, nie dokończyłam scenariusza komedii, na który inny producent czeka i mnie pogania (do tego potrzebny jest czas i spokojna głowa, czego w tym roku niestety mi brakowało). Przyszła mi taka myśl: może to wszystko nie ma sensu? Nie mam talentu? Umiejętności? Może jestem beznadziejna, więc wszystko wykasować, wywalić, zrobić prawo jazdy na autobus i podjąć pracę w ZTM?

* Zawodowo też się miotałam. Nie chcę być niewolnicą na etacie w korporacji pod rządami psychopatów lub kompleksiarzy – moja dusza nie znosi takiej pracy (spotkałam tylko dwóch normalnych dyrektorów: pozdrawiam Maćka i Sławka – gdyby tak się zdarzyło, że to przeczytają :)). Założeń biznesowych także nie zrealizowałam. Zmagania z prozą życia zajmują dużo czasu i pochłaniają masę energii. Partnerzy biznesowi także byli zajęci własnymi sprawami i przestali się angażować we wspólnotę. Więc ogarnęło mnie zniechęcenie i z pozycji aktywnej przeszłam na przyczajoną. Jestem marnym freelancerem w zakresie szkoleń, bo nie chce mi się walczyć o zlecenia. Szkoda mi czasu na podchody i gierki, przygotowania do prezentacji, z których nic nie wynika, bo jestem za droga (za darmo angażuję się w wybrane działania społeczne, za pół darmo czasem robię coś dla organizacji pozarządowych. Pracować chcę za porządne pieniądze) albo nie chcę iść na dziwne kompromisy.

* Ludzie… Zawiedli mnie ponad rok temu, kiedy z lenistwa lub głupoty pozwolili, aby kraj pogrążył się w wewnętrznym chaosie i międzynarodowym obciachu. Bezkarny hejt, przemoc słowna w sferze publicznej i karmienie społeczeństwa medialnym syfem spowodowały, że chciałam pakować walizkę i zjeżdżać stąd w trybie natychmiastowym (powstrzymała mnie choroba bliskiej osoby). Ludzie bez oporów proszą o różne rzeczy i jak im zależy – potrafią być niesamowicie namolni. Z drugiej strony, jak Tobie zależy i poprosisz czy zapytasz, to… cisza. Zero odzewu, nawet jak się nań umówisz. Tak jakby nie można napisać/powiedzieć wprost: przepraszam, nie jestem w stanie ci pomóc/spełnić twojej prośby/zrobić tego, na czym ci zależy/zmieniłem zdanie. Mężczyźni… są bardzo absorbujący 🙂 Całe życie byłam muzą i inicjatorką, teraz chciałabym, aby ktoś był moim „muzem”… Zrobienie spaghetti raz w miesiącu powoduje chwilową czułość, ale nie stały zachwyt i długotrwały poryw serca…

Do niczego takie życie?

Ależ skąd! Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza że ja też mam swoje za uszami: nie mam najłatwiejszego charakteru (to podobno cecha ludzi wyjątkowych i tego się trzymam! 😉 ),  potrafię obiecać i nie dotrzymać słowa (czasem źle obliczam stosunek mocy przerobowych do ilości zadań lub po prostu zdarza mi się o czymś zapomnieć 🙂 ), bywam mało uważna, przez co nieraz ranię ważne dla mnie osoby… Ale mam tego świadomość, staram się nad sobą pracować i wyciągać wnioski.

Trudności mnie rozwijają.

W trakcie jest niezbyt przyjemnie. Ba! Bywa okropnie! Ale wszystko mija! Kłopoty też. I to one powodują, że mózg wykonuje ćwiczenia antyalzheimerowskie i gimnastykuje się w kreatywności i szukaniu rozwiązań. Przyjęłam taką zasadę, że jak na coś nie mam wpływu, to się tym nie zajmuję. Bardzo dbam, aby moje samopoczucie nie było pogorszone zbyt długo i abym nie zasilała tego, czego nie chcę wzmacniać. Efekty są takie:

* Bliska mi osoba jest medycznym cudem. Rok temu na moje pytanie, czy pożyje pół roku, lekarze nie odpowiadali werbalnie, ale ich mowa ciała była jednoznaczna. Teraz – zdrowa nigdy już nie będzie, ale jest w pełni sprawna umysłowo i fizycznie, nawet czasem prowadzi samochód. Każdy tydzień w takiej formie traktuję jak prezent od Kosmosu.

* Moje dzieła literacko – artystyczne zrealizuję w późniejszym terminie. Bez napinki. Cały czas piszę i niczym się nie zniechęcam. Powoli – dzięki wprowadzonym zmianom – odzyskuję czas i spokój, a to w moim przypadku warunki niezbędne do czynienia artystycznych postępów.

* Przeorganizowałam swoje życie zawodowe. Z wielu rzeczy zrezygnowałam. Na podstawie przeglądu moich potrzeb (bardzo droga pasja związana z wyjazdami i potrzeba niezależności oraz nienormowany czas pracy pod moje dyktando), niechęci (do bycia wyrobnikiem po 14 godzin na dobę lub do uzależnienia finansowego od kogokolwiek), zasobów (doświadczenie w prawie każdej branży) i talentów (ho ho ho!) – podjęłam strategiczną decyzję i bardzo starannie wybierając partnera – wróciłam do branży nieruchomości, którą z powodzeniem zajmowałam się w latach 90. (polecam agencję Papież Nieruchomości – fajna szefowa z dobrą energią, co dla mnie ma znaczenie. Papież od nazwiska, nie od Franciszka 🙂 ). To pozwala mi samej się organizować jak i kiedy chcę, a do tego zostaje mi czas na twórczość, szkolenia, działalność społeczną i psychologiczną. Wymyślony przeze mnie biznes – beze mnie nie pojedzie. Daję sobie czas na to, aby pomysł dojrzał (może było za wcześnie?), jak trzeba – zmienił się i dostosował do potrzeb rynku, będąc jednocześnie w spójności ze mną: moimi zasadami, etyką i wartościami. Nie próżnuję. Ale też nie naciskam. Nie trzeba wierzyć w czary-mary, wystarczy znać prawa fizyki: im większy nacisk, tym większy opór. A jak nie ma oporu, to znaczy, że obiekt się oddala. Więc pokora, cierpliwość i zaufanie do siebie samej to jest to, na czym opieram swoje działania – zarówno jako bizneswoman, jak i psycholożka.

* Politykę zostawiłam (doszłam do wniosku, że skoro jedenaście lat się nią zajmowałam i psu na budę się to zdało, widać to nie jest moja droga i tylko czasem mi się czknie). Czasem mnie korci, ale przywołuję się do porządku: niech teraz wykazują się inni. Ja skupiam się na wdzięczności do Kosmosu za to, że każda trudność zostaje rozwiązana (czasem naprawdę w sposób niewiarygodny); że mam moje dzieci (jak mawia mój brat: dzieci to źródło szczęścia – a ja dopiero teraz tak naprawdę to źródłu widzę i doceniam, bo wcześniej byłam zajęta pogonią za ideami i fatamorganą…). Chyba się starzeję, bo coraz ważniejsze są dla mnie moje korzenie, rodzina i więzy… Niekoniecznie krwi. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w szczęściu. Ja moje przyjaciółki poznałam we wszystkich okolicznościach i powiem jedno: dziękuję, Scholastyko i Magdo, że ze mną jesteście. Niezależnie od okoliczności, bez zadawania zbędnych pytań, z pełnym zaufaniem i pomocą w najtrudniejszych sytuacjach, ale także ze szczerą radością, kiedy odnoszę sukces i jest powód do świętowania. Jestem niebywale szczęśliwa, że mam zaszczyt przyjaźnić się nie tylko z moimi Dziewczynami, ale i ich rodzinami: bardzo lubię obydwu mężów (mam nadzieję, że z wzajemnością… 🙂 ), do Mamy Scholastyki moja córka mówi „Babciu”, Rodzice Magdy gościli mojego syna w USA w czasach, kiedy osobiście znałam tylko Magdę… Kocham moje przyjaciółki. Nie umiem im tego okazać (Kosmos nie obdarzył mnie wylewnością), ale mam nadzieję, że chociaż czasem czują moją dobrą energię… A mężczyźni? Cóż… Jestem wersją limitowaną, a wokół tyle gratisów…  🙂 Wypatrując tego właściwego można bardzo miło spędzać czas z tymi niewłaściwymi, tylko bez oczekiwań, że wróbel stanie się orłem 🙂 Do zaangażowania potrzeba czasu i gotowości – pomyślę, czy ją mam. 🙂 Radość życia i źródło szczęścia naprawdę ma się w sobie – kwestia tego, co się zasila.

Dla mnie jest tak, jak ma być.

Prowadząc tak szeroką aktywność zawodową i społeczną, nie mogę być teoretyczką. Praktyczne aspekty trudnych sytuacji i bogate doświadczenia osobiste pozwalają mi patrzeć na tyle obiektywnie na otaczających mnie ludzi i ich sprawy, na ile to możliwe. Dzięki temu jestem skuteczniejsza jako psycholożka w interwencji kryzysowej; mogę szkolić wszystkie branże i nikt mi nie zarzuci braku pojęcia o tym, o czym mówię: wiem, że po nocy przychodzi dzień. Po prostu.

Źródłem frustracji są zawiedzione nadzieje.

Nawet, jak ktoś coś obieca i nie dotrzyma, odpuszczam. Oczywiście nie zapomnę, z kim mam do czynienia, ale nie zamierzam psuć sobie samopoczucia hodowaniem urazy do kogoś, po kim to spływa. Szkoda czasu i energii, bo to, o czym myślę i co przeżywam – to właśnie zasilam (u każdego tak to działa, u Ciebie też). Wdzięczność – to zarówno uczucie jak i pewien magiczny mechanizm: używany systematycznie i często – prowadzi do miłości, spełnienia i szczęścia.

Jest tak, jak myślisz, że jest.

Zdarzenia tragiczne są częścią naszego życia. I paradoksalnie często prowadzą do rozkwitu dobra (pisałam o tym). Smutek jest i będzie obecny i to normalne. Gorzej, jeśli całe życie jest nim przesiąknięte. Szkoda czasu i energii na zasilanie poczucia nieszczęścia. Dlatego kiedy życie tak uwiera, że trudno wytrzymać – zachęcam do sięgnięcia po pomoc. A na początek warto zrobić sobie swój osobisty bilans: tego, co nie wyszło, i tego,co jest super. Każdy ma taki obszar. A ten niewyględny też może czemuś służyć! Zwolnieniu tempa, przewartościowaniu, zostawieniu tego, co nie służy…

Życzę owocnych podsumowań i dobrego Nowego Roku 🙂

Poprzednie

Prezent „zamówiony” czy niespodzianka, co wolisz?

Nowe miejsce dla kobiet przedsiębiorczych

Dalej

1 komentarz do “Jest tak, jak myślisz, że jest – Anna Kossak”

  1. Bilans tego, co się nie udało (i dlaczego) jest, moim zdaniem, znacznie lepszy niż wymyślanie kolejnych celów.

Możliwość komentowania została wyłączona.