Rozmowę tę przeprowadziłyśmy przez telefon. Potem było spisywanie i autoryzacja. Wywiad wcześniej ukazał się w magazynie Liderka, dziś jest u mnie dla tych z was, które nie miały okazji jeszcze go przeczytać 🙂
Olgi Kozierowskiej i Sukcesu Pisanego Szminką chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jest kobietą, która działa z myślą i na rzecz kobiet od lat. Niesie motywację i energię kobietom w całej Polsce i nie tylko:) Dziś opowie o tym skąd ta potrzeba w niej drzemie.
Beata: Dlaczego działasz na rzecz kobiet?
Olga: Są trzy główne powody. Pierwszy to wynik doświadczeń kobiety pracującej w korporacji na wysokim stanowisku. Drugi wynika z misji, bo zawsze byłam społecznikiem. Trzeci powód wypływa z przekonań osobistych. Wiem, że edukacja ma wielkie znaczenie dla rozwoju kobiet. Ważne jest holistyczne podejście, dlatego zajmuję się psyche oraz częścią związaną z rozwojem kompetencji biznesowych, potrzebnych w budowaniu własnej kariery czy firmy. Bardzo istotne jest nagłaśnianie sukcesów kobiet. Im więcej będzie o nich słychać, tym bardziej będziemy doceniane przez innych oraz tym bardziej będziemy dla innych przykładem. To się nazywa „role model”: ktoś posłucha, zobaczy – o! Jej się udało, to i mnie się może udać!
Beata: Od czego zaczęłaś? Co było momentem przełomowym?
Olga: Nie pamiętam dokładnie impulsu, ale myślałam o tym długo i starannie przygotowywałam się do startu, żeby móc odejść bezpiecznie z korporacji i dalej skutecznie się rozwijać. To nie są proste decyzje. Byłam typowym „korpoludkiem”, który bał się bycia na swoim. Jednak dużo pytałam, śledziłam sytuację na rynku, sprawdzałam trendy. Kiedy zaczynałam, nic się nie działo w temacie rozwoju kobiet w Polsce. To był 2007 rok i byliśmy pierwszą organizacją działającą na rzecz rozwoju przedsiębiorczości kobiet w Polsce. To była całkowita nowość na naszym rynku! Z pewnością pomogło mi to znaleźć się tu, gdzie jestem. I nie ukrywam, że dziś odcinam od tego kupony. Wszystko od początku pięknie się rozwijało, bo trafiłam w niszę rynkową. Ale było trudno przekonać sponsorów, partnerów, żeby chcieli w naszych inicjatywach uczestniczyć. Wszyscy pukali się w głowę pytając: po co to?
Beata: Co było największym wyzwaniem przy tworzeniu takiego biznesu w tamtym czasie?
Olga: Zawsze kiedy tworzy się coś nowego, ludzie wokół myślą: „Czegoś takiego nie było, więc nie wiadomo, czy to działa. Czy ona ma na mnie eksperymentować? A niech ćwiczy na kimś innym! A ja zobaczę co z tego wyjdzie.” Inni szukają w nowym okazji dla siebie i chcą na Tobie zbudować swoją markę. To na pewno było wyzwaniem. Było nim również wytrwanie na obranej drodze. Rozpoczyna się na fali wznoszącej i uważa się, że wszystko się uda, ale później przychodzą momenty zwątpienia. Pojawiają się porażki, człowiek się zastanawia, czy tędy droga? Czy wytrwa? Najtrudniejszy moment dopadł mnie po półtora roku działalności, może nawet po 2 latach. Potem, jeśli wytrwasz, przychodzi moment szybkiego wzrostu, więcej masz zapytań, więcej pomysłów na projekty, ale nie masz z kim tego realizować. I w tym momencie trzeba rozbudować firmę, zainwestować. Dwa lata temu zaprosiłam do współpracy wspólniczkę, której przekazałam mniejszą cześć udziałów. Jest to niezbędne, jeśli chcesz stworzyć większą organizację, a także kiedy myślisz o wyjściu za granicę ze swoim projektami.
Beata: Co Cię najbardziej pociągało w przejściu na własną działalność?
Olga: Jestem z wykształcenia muzykiem, ale nie to jest najważniejsze. Jestem urodzoną artystką i kiedy ktoś taki się rodzi, to taki i umiera:) Jak wiadomo korporacja nie jest idealnym miejscem dla ludzi żyjących wolnością działania, wolnością słowa czy decydowania o sobie i swoim czasie. Pociągało mnie najbardziej to, że ja będę sobie Panią! Z biegiem lat doceniam to bardzo. I to jest coś niesamowitego. Daje mi to też możliwość doboru ludzi, z którymi chcę pracować. Bo nie muszę współpracować z nikim, z kim nie chcę 🙂 To dla mnie wolność!
Beata: Skąd pomysł na Sukces pisany szminką i skąd nazwa projektu?
Olga: Długo myślałam nad nazwą mojej organizacji. Wiele kartek zużyłam bez skutku. Aż pewnego dnia dostałam w prezencie książkę „Bóg używa szminki: kabała dla kobiet.” Kiedy zobaczyłam ten tytuł już wiedziałam, jak będzie się nazywał mój projekt! To był impuls. Było to trudne, bo szukałam konotacji z kobiecością. Jedną z nich są wysokie obcasy czy szpilki. Ale to nie było moje, bo sama ich nie noszę. I dlatego nadal zastanawiałam się, co byłoby elementem kobiecym, podkreślającym jednocześnie przedsiębiorczy kierunek mojej marki. Chodziło o to, żeby sukces nie był malowany, tylko pisany, dlatego to słowo „pisany” było takie ważne!
Beata: Od razu powstała książka?
Olga: Nie, najpierw było radio i projekty „Sukcesu pisanego szminką”, który wypromowałam całkowicie bezkosztowo. Byłam dobrze wyszkolonym specjalistą ds. marketingu i PR, wiedziałam, że jeden mój projekt musi promować drugi. Zaczęłam od radia, szybko zrobiłam portal, z którego zapowiadałam program radiowy. Później zaczęłam organizować konferencje, które zapowiadałam w radiu i na portalu. Wszystko nawzajem się promowało. W TVN24 mogłam odsyłać na stronę i w ten sposób marka się budowała. W międzyczasie z propozycją napisania książki zgłosiło się wydawnictwo Santorski. Początkowo wydawało mi się, że nie zrobiłam nic takiego ważnego, żeby pisać książkę! Ale wydawca bardzo we mnie wierzył, nawet bardziej niż ja sama. Zgodziłam się i książka powstała. Co do promocji moich projektów, to dopiero od dwóch lat wydaję na nią niewielkie kwoty.
Beata: Po sukcesie książki pt. „Sukces pisany szminką” przyszedł czas na Power Show. Jak to wymyśliłaś? Takie spotkanie rzeczywiście zmienia kobiety czy tylko energetycznie podbudowuje?
Olga: Power Show jest jedną z marek, jednym z projektów Sukcesu pisanego szminką. To nie jest nic odrębnego. Szukałam czegoś oryginalnego. Tu w Warszawie jako pierwsza zaczęłam robić konferencje dla kobiet. Później włączyłam Trójmiasto, Katowice. I stwierdziłam, że muszę wyjść w Polskę. Po pewnym czasie rynek się nasycił. Było mnóstwo imprez o różnej jakości. Stwierdziłam, że znowu będę pierwsza, stworzę coś zupełnie innego, łącząc wszystko co lubię, czyli słowo, scenę, psychologię i muzykę. Ubrałam to w pewną całość i zaczęłam realizację. Power Show dodaje kobietom energii i mocy sprawczej, daje narzędzia do rozpoczęcia zmiany w życiu. Wiem, że to skuteczny projekt, bo pojawili się follow’erzy i „ kopiarki”. Te ostatnie kopiują w 100% i to jest zwykła kradzież, z czym walczę konsekwentnie.
Beata: Występujesz również w Chili Zet. Co jest najtrudniejszego w pracy w radiu?
Olga: W dawnych czasach było trudno. Uważam, że teraz w radiu nie ma celebrowania słowa. To, co słyszysz, szczególnie w stacjach mainstream’owych, to bełkot. Kiedy zdecydowałam się na pracę w radiu, założyłam, że muszę stać się dobrym radiowcem. Dlatego zanim zaczęłam pracę, przez rok chodziłam na lekcje głosu i pod czujnym okiem Danuty Stachyry z Trójki ćwiczyłam oddech i dykcję, również już po rozpoczęciu prowadzenia audycji. Zresztą przed każdym nagraniem ćwiczę dykcję, mam swoje ulubione ćwiczenia. Wszystko po to, żeby mówić na antenie ładnie, po polsku i wymawiać końcówki. Właśnie to odnalezienie się na antenie na początku było najtrudniejsze. Bojąc się, że będę niewyraźnie mówić, całą swoją energię wkładałam w przesadną wymowę i brzmiało to dziwnie, a ja straciłam swoją lekkość wypowiedzi. I często dzwonili do mnie znajomi i mówili, żebym wyluzowała. W momencie kiedy poczułam się dobrze – zaczęłam być sobą na antenie. A tak w ogóle to ja radio kocham! Uważam, że to najwspanialsze medium, jakie istnieje! Jest medium intymnym, gdzie gość się otwiera. Gdzie można też czerpać z wiedzy gościa. Dla mnie to też jest ogromna inspiracja, bo przychodzi do mnie przecież mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy realizują swoje pasje i to mnie znowu nakręca! Wymiana dobrej energii jest wspaniała. A dodatkowo tyle mądrości słucham, że sama cały czas się uczę.
Beata: Stworzyłaś wiele inicjatyw kobiecych. Byłaś pierwsza na rynku warszawskim, ale zapewne możemy tu mówić o całej Polsce. Jak Ty to wszystko godzisz z wychowaniem trójki dzieci?
Olga: To jest wszystko kwestia planowania. O terminach wyjazdów na cykl Power Show wiem pół roku wcześniej. Muszę skrupulatnie planować, tak wygląda logistyka mojego życia. Nie mogę sobie pozwolić na tzw. „spontan” w ciągu tygodnia. To jest mój wybór. Ale mam też żelazną zasadę, że nie pracuję w weekendy i wtedy mogę sobie pozwolić na spontaniczne działanie 🙂
Beata: I faktycznie przestrzegasz zasady wolnych od pracy weekendów?
Olga: Tak, musi się wydarzyć naprawdę coś wyjątkowego, albo ktoś musi wywrzeć na mnie wpływ, żebym złamała tę zasadę. W weekendy nie pracuję i jestem z rodziną. Jestem niezmiennie zakochana w moim mężu. Mogę nawet powiedzieć, że ciągle coraz bardziej 🙂 No i mam swoją trójkę krnąbrnych, wspaniałych, niezwykle wymagających uwagi dzieci, które determinują moje wybory. To czteroletnie bliźniaki i dziewięciolatek. Uwielbiam te nasze weekendy! Nie rozpatruję tego absolutnie w kategorii poświęcenia, ja chcę z nimi być! Faktem jest, że w związku z tym prawie nie mam czasu dla samej siebie.
Beata: W jaki sposób się regenerujesz? Skąd masz wciąż tyle energii?
Olga: Myślę, że mam jakieś niezidentyfikowane ADHD, to na pewno 🙂 Każdy rodzi się z jakąś określoną ilością energii. Ja na pewno jestem nakręcona i to mi pomaga, bo mam tej energii więcej niż niektórzy. Co też potrafi mnie bardziej spalać, bo ktoś spokojniejszy lepiej może potrafi sobie radzić w niektórych sytuacjach. Ale nie narzekam! Podzielę się z Tobą moim doświadczeniem. Mam za sobą historię poprzedniego związku. Dlatego wiem, jak ważne jest dla kobiety to, że w tej sferze osobistej czuje się dobrze i jest szczęśliwa. Gdyby było u mnie teraz tak jak było kiedyś, to ja bym nie dała rady. Nie pociągnęłabym tego wszystkiego fizycznie. W związku z tym doceniam to niebywałe szczęście, które mam teraz u boku mojego męża. Pracuję na nie co dnia, bo to nie jest tak, że coś jest nam dane raz na zawsze. Ja się naprawdę staram, rozmawiam z moim mężem. Czasem jak jest nam trudno, to zapominam o swoim ego i nie idę na pojedynek, w którym muszę wygrać. Szukam wtedy tej wspólnej przestrzeni, gdzie jest dobrze. Pytam się męża, co mogę zrobić, żeby poprawić różne kwestie. Potem staram się nad nimi pracować. Uważam, że niezależnie od sytuacji, takie rozmowy w związkach trzeba co jakiś czas przeprowadzać. One oczyszczają atmosferę, zbliżają. Dzięki temu, że w życiu osobistym jest mi dobrze, mam tyle energii i mogę na spokojnie, bez wyrzutów sumienia realizować swoje projekty. Nie słyszę: pojechałaś do Poznania zamiast spędzić wieczór z dziećmi. Też tak bywa, to są wtedy wybory serca. Z jednej strony ambicje, a z drugiej ktoś, kogo kochamy, kto ma ciągle pretensje, że chcemy pracować i wyjść z domu – to byłoby trudne.
Beata: Widzę tu wątek na kolejną rozmowę. Myślałaś, żeby napisać coś o miłości?
Olga: Myślę o tym, ale nie mam na to czasu. Wiem, ile czasu zajmuje pisanie książki. Jak mam tzw. Wenę, to trzeba usiąść i pisać. Trzeba mieć też wolną głowę i czas. Mam w głowie książkę, która będzie nosiła tytuł „Ku pokrzepieniu serc”. Będzie o tym, że nie ma się co za mąż spieszyć, warto poczekać na swojego, bo cierpliwość i praca nad sobą przyniesie naprawdę lepszego męża i lepszy związek. Zresztą, w ogóle uważam, że związki, które powstają po 30-tym, 35-tym roku życia, mają większe szanse na przetrwanie. Dużo mam też wiedzy wyniesionej z mojego związku. Praktykuję różne zachowania na moim mężu i sprawdzam, co działa, a co nie. Zdecydowanie napiszę książkę, jak znaleźć szczęście w miłości i się nie spieszyć, nie oszukiwać samej siebie, nie wychodzić pochopnie za mąż.
Beata: Czy Olga Kozierowska ma gorsze chwile? Jak się wtedy motywuje do działania?
Olga: Oczywiście, że mam gorsze chwile. Mam również beznadziejne dni. Zwykle te dni pokrywają mi się z PMS-em. Obserwuję się wnikliwie i wiem, kiedy on się zaczyna. Łatwiej sobie z tym radzę będąc świadomą swoich odczuć w tym okresie. Nawet staram się to jakoś w kalendarzu rozpisać. W te dni po prostu się kontroluję. W relacji damsko-męskiej „gryzę się w język”, staram się nie komentować, nie zaczepiać. Tak samo w sprawach zawodowych. Kiedy czuję, że jestem bardziej zadziorna i kiedy pracownik czegoś nie zrobi tak jak powinien, to ja wtedy staram się usuwać i komunikować mailem.
Beata: Jak się motywujesz do działania w tych trudnych dniach?
Olga: Jeśli chodzi o motywację – kiedy muszę coś zrobić, to to robię. Jak jest deadline,, to siadam i robię. Jak muszę napisać felieton i nie miałam czasu, a muszę go oddać następnego dnia, to siadam wieczorem i piszę, albo wstaję rano. A kiedy są takie dni, że rzeczywiście czuję brak motywacji i nie mam deadline’u, to sobie odpuszczam. Wtedy czytam różne książki, magazyny, internet, sprawdzam nowinki, jakie opublikowali Amerykanie. Wykorzystuję ten czas inaczej. Inicjuję różne zabawy z moimi dziećmi, które zwykle robię z kobietami podczas warsztatów. Patrzę, jak one reagują i dużo się od nich uczę, inspirują mnie.
Beata: Obserwujesz współczesne kobiety od długiego czasu. O czym one marzą? Czego potrzebują?
Olga: Współczesna kobieta często marzy o tym, co powinna mieć, jak powinna wyglądać, jak powinna się zachowywać, gdzie powinna być w wieku 30/35 lat na swojej ścieżce kariery. Dąży do tego marzenia spod szyldu – powinnam – osiąga to i nie czuje satysfakcji. Wtedy właśnie budzi się i stwierdza – to nie było jej marzenie. I dlatego, jeśli chodzi o kwestię potrzeby, to według mnie współczesna kobieta potrzebuje zajrzeć w głąb siebie i zadać sobie pytanie, ile jest jej w tym, co robi, a ile jest innych ludzi. I czy ona realizuje swój scenariusz? Czy scenariusz rodziców, przyjaciół, szefa?
Beata: Co poradziłabyś kobietom, które potrzebują zmian, ale nie wiedzą w którym kierunku iść, od czego zacząć?
Olga: Zaczęłabym od tego, że dobrze jest jak najwięcej czytać, bo w książkach znajduje się bardzo dużo inspiracji. Jeśli kobieta chce otworzyć własną firmę, to warto, żeby się zastanowiła, co wiąże się z jej zainteresowaniami, w jakiej formule chciałaby pracować. Czy chciałaby pracować w sektorze usług, ale bez kontaktu z ludźmi? Czy wręcz przeciwnie? Czy może wyjść na scenę i z niej do nich krzyczeć? Zaczynałabym od zainteresowań, od potrzeb wewnętrznych, bo wykonując taką pracę nie czuje się, że się zarabia. Nie ma wtedy obciążenia zarabianiem pieniędzy, bo ono wtedy przychodzi z lekkością. Następnie poszukać, poczytać, popatrzeć – gdzie co robią? Jakie firmy powstają? Jakie są nisze rynkowe? Gdzie można zaistnieć? Kto już tam jest? Czy mamy blue ocean czy red ocean, czyli czy jest mało firm w danym obszarze czy wręcz przeciwnie – dużo (red ocean). Czytać, pytać, patrzeć, słuchać, korzystać z zasobów internetu, a potem dobrze się przygotować. Bardzo ważny jest plan, strategia. Ta strategia musi być na tyle elastyczna, że jak coś nam nie wychodzi, nie działa, to trzeba ją zmienić, a nie jak taran iść i próbować w ten sam sposób – wiadomo, że nie wyjdzie. I bardzo ważny aspekt: jeśli chcemy założyć własną firmę, to na pewno trzeba przyjrzeć się finansom. Trzeba wiedzieć, jak zmonetyzować swój pomysł na biznes, czyli określić, jak będziemy zarabiać. I zastanowić się, czy będziemy mieli cash flow. Innymi słowy, od kiedy musimy ile zacząć zarabiać, żeby się firma nie wysypała.
Beata: Czy według Ciebie istnieje taki faktor, który gwarantuje sukces konkretnym działaniom? Czy tylko praca i łut szczęścia są potrzebne?
Olga: Znam przypadki osób, które pracowały i liczyły na łut szczęścia i nie udało się. Uważam, że tak jak we wszystkim, przygotowanie to 80% sukcesu. Im mądrzej się planuje, tym lepszy efekt. Trzeba oszacować szanse i zagrożenia. Sukces tworzy umiejętność zauważania i wykorzystywania szans. Właśnie to nazwałabym faktorem sukcesu. Moim zdaniem sprawdza się to w wielu dziedzinach, niezależnie od branży.
Beata: Co daje Ci największą satysfakcję z pracy?
Olga: To, że sama sobie tworzę swoją pracę. To, że sama wymyślam, tworzę, a potem realizuję projekty. Widzę, jak to się rozwija. Widzę, jak przynosi sukces!
Beata: Czym dla Ciebie jest sukces?
Olga: Ostatnio bardzo się interesowałam pojęciem szczęścia. Dużo na ten temat szukałam i czytałam. Poznałam wyniki badań i publikacje Ruut’a Veenhoven’a. I wysnułam mój wniosek, którym się podzielę. Sukcesem jest osiągnięcie umiarkowanego poziomu zadowolenia we wszystkich sferach swojego życia.
Beata: Jaką książkę, która szczególnie Cię poruszyła, do której wracasz, poleciłabyś Czytelniczkom Liderki? Książkę, która jest szczególnie inspirująca.
Olga: Moją Biblią od ośmiu lat jest książka „Cztery umowy” (Ruiz Miguel Don/ Tatiana Cichocka). To są 4 umowy ze sobą. Bardzo często do niej wracam i często kupuję, bo pożyczam i nie wraca 🙂 To króciutka książka, zajmująca się czterema obszarami, w których my, kobiety, mamy wielkie wyzwanie. Gdybyśmy je opanowały, to całe nasze życie zmieniłoby się na plus.
Beata: Wspominałaś coś o wyjściu za granicę. Co przygotowujesz na eksport?
Olga: Power Show już wyszło za granicę, byłam z nim w Amsterdamie na zaproszenie Polonii. Za granicę wychodzimy z projektem „Kobieta Pro”. Jest to ogromny projekt szkoleniowy, e-learningowy, grywalizacyjny oparty na platformie online, ze mną w roli głównej. Jestem na video, ale i jestem jako avatar. Projekt ten wyrasta z mojego bogatego doświadczenia korporacyjnego i jest skierowany do korporacji. A one zwykle kupują dla całej sieci i w ten sposób mój program znajdzie się w innych krajach, tam gdzie jest firma.
Beata: A indywidualny odbiorca?
Olga: Przygotowuję również taki program. Po zakupieniu dostępu klientka będzie mogła budować pewność siebie i uczyć się nastawienia na wykorzystywanie szans, których często nie zauważa.
Beata: Dziękuję za bardzo ciekawą rozmowę!
Wartościowy artykuł i piękny blog!
Dziękuję bardzo i zapraszam do zaglądania!
Bardzo ciekawa rozmowa. Kobiety w Polsce bardzo niewiele wiedzą o sobie, o swoich potrzebach. Dlatego z jednej strony zdecydowanie zgadzam się z tym, żeby nagłaśniać sukcesy innych pań, a z drugiej strony cały czas same musimy się uczyć, uczyć i uczyć.
Fajnie się czytało 🙂