17 lutego odbyło się szkolenie, w której główną rolę grał Piotr Tymochowicz . Relację z tego wydarzenia przygotowała dla Was Ania Kossak. Zapraszam!
Self Made Image – Specjalne Szkolenie Wizerunkowe – Piotr Tymochowicz –
czyli jak samodzielnie budować przekonujący i skuteczny wizerunek.
Ciekawa byłam tego spotkania. Prezentacja? Szkolenie? Warsztat? Wszystko jedno. Od lat obserwuję działania i wystąpienia Piotra Tymochowicza. Pierwszy raz miałam z nim kontakt w latach dziewięćdziesiątych i wtedy uważałam go za pajaca.
Patrząc na agendę pomyślałam: wow!
I zaraz potem: długie to spotkanie, może w 10 godzin można taki program zrealizować. Tymochowicz występował jako główna gwiazda i on rozpoczął całość.
Wstęp był dosyć długi, ale Piotr jest sprawnym mówcą i bardzo przyjemnie go się słucha. Nie ma nic z bufona, nie gwiazdorzy (przyznał, że kiedyś miał większe ego – teraz sprawia wrażenie, jakby było normalnych rozmiarów), ma poczucie humoru i przyjemny głos. Do tego duża wiedza z różnych dziedzin sprawia, że czas płynie szybko i przyjemnie.
Skomplikowaną kreację wizerunku zastąpić relacjami.
W powyższym zdaniu zawiera się sens całego spotkania. Krótko i trafnie. No ale coś te prawie 10 godzin robiliśmy, więc ja też chyba nie powinnam poprzestać na jednym zdaniu. Zwłaszcza że praca nad relacjami jest trudniejsza i wymaga większej sprawności niż praca nad nie wiadomo jakim wizerunkiem, który jak nie jest spójny, to się rypnie i zaufania nie wzbudzi.
Jesteśmy fraktalni.
Końcówka każdej naszej komórki zawiera informacje o całości. A że świat nie lubi marnować energii – kopiuje. Nie bardzo zrozumiałam, co z tego wynika, ale i tak mi się podoba. Akt kreowania wizerunku jest aktem narodzin, bo wizerunek Jana Kowalskiego jest Janem Kowalskim wpisanym w postrzeganie świata obserwatora. Nie można powiedzieć, co należy do Jana, a co obserwator projektuje z siebie. Granice są rozmyte. Można szacować skrajności + -, zresztą tak głównie postrzegamy innych.
Wypowiadając się, pokazujesz, kim jesteś.
Politycy chyba o tym nie wiedzą albo mają zaburzony obraz siebie. Używa się mnemotechnik do zapamiętania, ale nie ma żadnej do zapominania. Więc uważaj, co mówisz, bo nie wiesz, jaki ślad zostawisz. To, co się dzieje na świecie, to jakiś dramat. Światem powszechnie włada jedna emocja: strach. Dalej było trochę mało związku z wizerunkiem, ale to były chyba najważniejsze słowa tego spotkania. Ja to wiem, tak działam, tak dobieram sobie bliskich znajomych. Ale jeśli nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, to skup się i przeczytaj ze zrozumieniem:
Warto pamiętać, żeby na przyjaciół wybierać ludzi odważnych. Szkoda czasu na tchórzy! Nigdy Ci nie pomogą, nie staną w Twojej obronie – bo się boją! Wspieraj odważnych, a nawet rebeliantów – u nich wartość przyjaźni będzie stała wyżej niż strach.
Od siebie dodam: spójrz w lustro i szczerze SOBIE odpowiedz: masz odwagę czy jesteś tchórzem? Taka konfrontacja ze sobą jest elementem rozwoju osobistego i samoświadomości. No ale wracajmy do spotkania.
Polacy są zaprogramowani na ocenianie.
Naszą domeną narodową jest krytykowanie + ocenianie + brak umiejętności formułowania oczekiwań + presja na ciągłe domyślanie się. A w USA uczą już siedmioletnie dzieci: „Pamiętaj: nikt nigdy niczego się nie domyśli, jeśli mu tego nie powiesz”. A jeśli proces komunikacji zakończysz na informacji, otwierasz pole do domysłów. Złych. Atawistycznie jesteśmy tak zaprogramowani, żeby doszukiwać się zagrożeń. Kiedyś ratowało nam to życie, teraz to zbędny balast. Może za 500 lat się przeprogramujemy.
Spotkanie nie służy do informowania się, tylko do zbudowania relacji i przekonania się do czegoś.
Kiedyś ucięłam sobie z Piotrem fejsbukową pogawędkę na temat manipulacji: co nią jest, a co nie. Nieco inaczej definiowaliśmy to pojęcie. W tym przypadku też niezbyt się z nim zgadzam, bo są różne rodzaje spotkań i nie na każdym chcę kogoś do czegoś przekonywać i nie chcę być do niczego przekonywana. No chyba żeby zatańczyć z danym partnerem 🙂 Może chodziło o spotkanie biznesowe? W takim razie nie wystarczy powiedzieć co, ale i dlaczego, ogólnie i w szczególności w odniesieniu do mnie. Po co? Żeby spalić strefę domysłów i osiągnąć surprise effect.
Było też fizycznie i kwantowo.
Jeśli dwa obiekty zaczynają na siebie oddziaływać, to samo oddziaływanie staje się obiektem. Nie zdajemy sobie sprawy, że rodzina, miłość, praca – to są abstrakty kwantowe. Widział ktoś kiedyś rodzinę? A miłość? Kobiety cieszą się, że znalazły miłość życia, i o nią im chodzi, a nie o konkretnego mężczyznę… Coś w tym jest 🙂 Mamy różne sfery, lecz jedna przenika wszystkie: to nasza seksualność i nie ma co udawać, że jest inaczej. Mózg powstał jako dodatek, by geny mogły się rozprzestrzeniać. Jeśli fizycznie nie jesteśmy aktywni seksualnie, mentalnie jesteśmy zawsze.
Ale co z tą pracą nad wizerunkiem?
Mamy pięć współrzędnych, które trzeba dobrze określić i z każdą pracuje się inaczej. Są nimi seks wszechogarniający, praca, rodzina, być, mieć. Zawsze szacujemy atrakcyjność innych względem siebie i możemy to robić nieświadomie. Oceniamy ich pod względem użyteczności („co może mi dać”), z perspektywy innych ważnych dla nas osób („co powie mama”), przenosimy kompetencje (dobry aktor = dobry prezydent), szacujemy wartości (dobry – zły).
Nie ma kontentu, jest iluzja.
Treść jest nudna, nie warto się na niej skupiać, bo każdy jest wartościowy, tylko trzeba umieć opowiedzieć historię. Trzeba ludziom kojarzyć się z profitem! Ludzie mylą wizerunek z obiektem, bo wizerunek staje się obiektem. W 6 minut można u obcej osoby zbudować duży poziom zaufania do siebie. Siła tkwi w rezonansie. Mamy tylko inteligencję emocjonalną, reszta jest fikcją. Do wszystkiego mamy dostęp poprzez emocje. Był trend, by w profesjonalizmie je odciąć.
Okazywanie emocji nie zawsze jest profesjonalne, ale komunikowanie o nich profesjonalne jest zawsze.
Nasze emocje powinny być ukierunkowane na rozmówcę. Nasze granice poznania świata zależą od semantyki go opisującej. Pewien psychiatra stwierdził, że to nie Ty masz umysł, tylko umysł ma Ciebie. Relacja lubi być symetryczna. Jak ktoś jest dla Ciebie obcy, ty z pewnością dla niego też. Brak symetrii budzi strach. Ludzie boją się osób nieobliczalnych.
Jeśli chcesz kogoś do czegoś przekonać, stwórz zdarzenie.
Ten ktoś musi być jego współuczestnikiem i współtwórcą. I tu nastąpiła demonstracja, jak można skierować myśli i emocje człowieka na określony, wybrany, właściwy dla nas tor…
Trójbiegunowa mowa ciała
Tymochowicz ma ją opanowaną do perfekcji. Używa jej jak sprawny orator odpowiednich słów. Pokazał, kiedy mowa ciała może wzmocnić przekaz, a kiedy jest śmieszna (to akurat mamy na co dzień w TV). Stanęliśmy na krzesłach, potrenowaliśmy, pośmialiśmy się.
Było to inne wystąpienie niż przeciętnych speców od kreowania wizerunku. Nikt chyba nie ma złudzeń, że w ciągu jednego czy nawet trzech dni nie nauczy się kreowania wizerunku, swojego czy cudzego. Ale było inspirująco i ciekawie.
Czworo zaproszonych gości też miało coś do powiedzenia.
Monika Wiktoria Perdjon, dyplomowany coach biznesu, zwróciła uwagę na trzy poziomy autoprezentacji: psychologiczny (autoakceptacja), techniczny (relacyjność i panowanie nad ciałem) oraz estetyczny (opakowanie). Przypomniała, że Paul Ekman, specjalista od mikroekspresji twarzy, odkrył siedem emocji, które niezależnie od kultury i narodowości wyraża się w taki sam sposób. To: radość, złość, smutek, strach, zaskoczenie, obrzydzenie, i – na stałe wpisana w twarz psychopatów – pogarda.
Sprzedaż jest sexy lub nie ma jej wcale.
Mateusz Mrozowski napisał książkę pod takim tytułem. Jest zwolennikiem marki prowokacyjnej. Dał kilka rad, co zrobić, żeby jawić się jako ekspert. Otóż trzeba być członkiem jakiegoś szacownego stowarzyszenia branżowego, napisać branżową książkę (najpierw może mieć 30 stron i wystarczy w pdf), pisać artykuły branżowe, występować publicznie. Proste, prawda? Tak! W dobie internetu to bardzo proste. Jak się umie 🙂
Finanse też są sexy
A na pewno są pożyteczne, jak są. Andrzej Spuła, rasowy doradca inwestycyjny, brawurowo poprowadził prezentację dotyczącą inwestowania: co, kiedy, po co i jak. Podziwiam jego zapał i widoczną pasję w tym, co robi. Z moich obserwacji wynika, że Polacy z niechęcią i podejrzliwością podchodzą do instrumentów finansowych (jak do wszystkiego zresztą). To było widać też na sali: połowa nie wiedziała, o czym konkretnie będzie mowa, a wyszła chyba na samo hasło „Inwestycje”. Ci, którzy jeżdżą po świecie, bywają w międzynarodowym środowisku, wiedzą, że jak się ma, to się inwestuje. Polacy mają mało i wolą kupić wypasioną furę na kredyt, niż odkładać kilka stówek miesięcznie przez parę lat.
Pierwsze wrażenie
Wszyscy zawsze i wszędzie mówią, że jest najważniejsze. W moim przekonaniu w większości sytuacji tak, ale nie zawsze i nie wszędzie, a zrobienie zbyt dobrego wrażenia miewa swoje przykre konsekwencje. Ale tu było tradycyjnie: że najważniejsze, że robi się raz, że jak się witać i ubierać… Adam Jakubiak był sympatyczny i się starał. Widocznie uznał, że marynarka niedopinająca się na brzuchu i wiadomości aktualne w latach dziewięćdziesiątych są tym, co chce zaprezentować. Skoro sam Piotr Tymochowicz go zaprosił – widać taki był plan.
Każde spotkanie/prelekcja/warsztat coś wnosi.
Warto bywać. Dużo wiedzy dostępnej jest za darmo. Z moich obserwacji wynika, że im komu się lepiej w życiu powodzi, tym chętniej korzysta z różnych form rozwoju. A marudy siedzą w twierdzy swoich frustracji… Widać marudy nie są gotowe.