Dziś mam dla Was artykuł Anny Kossak, który poruszy z pewnością serce tych wszystkich z Was, które kochacie ludzi i zwierzęta, lubicie pomagać i jesteście wrażliwe na krzywdę. Zapraszam!
Kiedy wędka wypada Ci z rąk…
Anna Kossak
Poradnikowa rzeczywistość rozpanoszyła się jak nigdy dotąd. „Trzy sposoby na skuteczne odchudzanie”, „Wystąpienia publiczne z gwiazdą w dwa dni”, „Spełniaj swoje marzenia” – o tym, że nie zawsze się da, pisałam poprzednio. Pisałam też wielokrotnie w różnych miejscach, że rozwój osobisty nas wzbogaca i jest pracą przynoszącą efekty, ale wielokrotnie uczulałam na to, że czasem warto przestać się zajmować sobą i rozejrzeć wokół.
Może ktoś potrzebuje Twojego gestu?
Bez poświęcania się i wielkiej filozofii czynienia dobra. Tak po prostu, zwyczajnie, po ludzku. Niektórzy ludzie pytani o to, dlaczego pomagają, odpowiadają: bo mogę. A czasem w innym obszarze sami potrzebują pomocy. Czasem robią to z wdzięczności, że im się udało. A czasem jest to odruch serca bez liczenia na wdzięczność.
Daj wędkę, nie rybę.
Ile razy to słyszałaś? Zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Ja tak – czasami. Bo dać wędkę to duża sztuka. Zainspirować, natchnąć, spowodować chęć do działania. Umieją to dobrzy nauczyciele i ludzie z charyzmą. To bardzo przyjemne, kiedy spotkasz na swojej drodze kogoś, kto poszerzy Twoje horyzonty. Sprawi, że poczujesz się lepiej we własnej skórze, że poczujesz się lepszym człowiekiem. Jest to możliwe, jeśli będą spełnione dwa warunki: spotkasz takiego i człowieka i… masz siłę, by utrzymać wędkę.
Co wtedy, kiedy brakuje sił na utrzymanie wędki?
Kiedy masz tak bardzo podcięte skrzydła, że pełzasz po ziemi, nie mając siły na podniesienie głowy i nie tylko na utrzymanie wędki, ale w ogóle na jej zobaczenie? Skopanego, zmaltretowanego człowieka trudno jest podnieść za pomocą wzniosłych idei i stwierdzenia, że „będzie dobrze”.
Aby mógł stanąć na nogi i łowić, najpierw musi dostać rybę.
Co to oznacza w praktyce? Najlepiej pokazać na przykładzie:
Daria i Krzysztof Nowakowscy to ludzie z pasją, dobrymi sercami i otwartymi umysłami. Do tego bardzo pracowici i uczciwi. Postanowili złapać swoje marzenia, żyjąc i pracując tak, jak kochają. Przygarnęli zwierzaki – obecnie mają pod opieką 34 psy – w większości adoptowane, często po przejściach, z zaburzeniami behawioralnymi. U nich spokojnie doszły do siebie. Uratowali także 6 kotów, przygarnęli wyrwaną spod siekiery gęś.
15 lat temu zaczęli zajmować się psimi zaprzęgami.
Pasja przerodziła się w sposób na życie. Powstała firma, organizowali warsztaty, kursy, imprezy i wyprawy oraz obozy dla dzieci. Ich dokonania i plany można zobaczyć tu.
Zainteresowały się nimi media: wywiady, artykuły, czyli: żyć – nie umierać. Nastoletni syn Kacper świetnie ich uzupełniał, jednocześnie osiągał swoje sportowe sukcesy. Cała rodzina zawsze kierowała się dobrem i szczęściem zwierząt, psy traktując jak partnerów i przyjaciół na wspólnej ścieżce życia. Psi emeryci i renciści dostali ciepłe miejsce, strawę i miłość w prowadzonym przez nich Domu Psiego Seniora.
Pewnego dnia dostali propozycję – marzenie.
Zaproponowano, by przenieśli się w Bory Tucholskie do gospodarstwa, z którego można zrobić atrakcję turystyczną i w którym oni i zwierzaki będą mieli świetne warunki do rozwoju i treningu. Ucieszyli się. Przenieśli cały swój niewielki dobytek, kojce psie i serca do rozkręcanego przez nich gospodarstwa agroturystycznego.
I nagle ich marzenia legły w gruzach.
W lipcu 2014 roku zostali obrzydliwie wykorzystani, oszukani przez ludzi, którzy mieli być ich partnerami biznesowymi. Nowakowscy nie godzili się na złe traktowanie i niedożywienie zwierząt w tym gospodarstwie, więc zostali wyrzuceni na bruk w trybie natychmiastowym. Zabrali zwierzęta, kojce i skromny dobytek. Wrócili na działkę pod Bydgoszczą i zamieszkali w domku przeznaczonym do rozbiórki.
To był dla całej psio-kocio-gęsio-ludzkiej rodziny prawdziwy cios.
Nagle zostali pozbawieni pracy, w którą włożyli masę serca i pieniędzy. Przecież tak się starali, mieli dobre intencje i bardzo dobre perspektywy na rozwój. Zaangażowali swoje oszczędności i w niedługim czasie przez nieuczciwość ludzką w tydzień zostali zrujnowani. Że nie zabezpieczyli się odpowiednią umową? To już musztarda po obiedzie i bardzo bolesna lekcja.
Nadszedł bardzo trudny czas.
Walka o przetrwanie – na śmierć i życie zwierząt. Z dnia na dzień nie jest możliwe, by z całym zwierzyńcem stanąć na nogi, kiedy zostało się zrujnowanym emocjonalnie i materialnie.
Po raz pierwszy w życiu poprosili ludzi o pomoc.
Nie było to dla nich łatwe, zawsze sami sobie radzili. Kto powie z czystym sumieniem, że umie bez skrępowania prosić o pomoc? Są oczywiście patologiczni wyłudzacze, którzy nie mają problemu z naciąganiem wrażliwych ludzi, ale tu mówimy o sytuacji, kiedy zaradni ludzie z pasją zostają zostają pozbawieni wszystkiego. W dzisiejszych czasach nie radzenie sobie przez wielu uważane jest za wstyd. Ale tu nie było się czego wstydzić. Niczym nie zawinili, a znaleźli się w tragicznej sytuacji. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy ich wsparli. Jednak przy utrzymaniu takiej ilości zwierząt to nie wystarczy. Potrzebne są większe siły i zasoby.
Tu póki co potrzebna jest ryba.
Chcieliby na nowo postawić swoje życie na nogi. Trzymać wędkę i łowić. Ale na razie potrzebują na tyle stabilnej sytuacji, by nie bać się o to, czym nakarmią cały zwierzyniec. Nowakowscy nie są bezczynni, wręcz przeciwnie. Krzysztof pisze książkę o ich doświadczeniach z psimi zaprzęgami, szuka różnych możliwości zarobkowych. Daria jak może ogarnia codzienność. Dzięki ludzkiej życzliwości przetrwali zimę.
Takim ludziom warto dać rybę.
Pomóc im się podnieść. Wesprzeć. Oczywiście można nie robić nic. W końcu każdy ma swoje potrzeby, co nie? Pieniądze na drzewie nie rosną, mnie nikt nie daje i takie tam… Tyle że moim zdaniem o człowieczeństwie świadczy pomaganie i wsparcie wtedy, kiedy jest potrzeba. A tu jest. Ci ludzie bez pomocy nie udźwigną wędki. Na nowe działania i pozbieranie się potrzeba czasu, a zwierzaki muszą jeść i muszą być pod opieką weterynarza. Oddanie ich do schroniska to złamane serca psie, kocie, ludzkie i jedno gęsie.
Coraz częściej biznes włącza się w pomoc.
Tak się dzieje w cywilizowanym świecie, tak zaczyna się dziać u nas. To właśnie ludzie biznesu wspierają ludzi z pasją. Często dając im pieniądze na start, ale także pomagając wstać. Statystyki pokazują, że najchętniej pomaga się dzieciom. Kiedyś była moda, że młodzi podczas ślubu zbierali zamiast kwiatów maskotki, by podarować je domom dziecka. A niejeden dom wolałby nową pościel lub zgrzewkę dobrych soków. Bo pomagać warto z głową. W tym przypadku to całkiem proste.
Każdy może coś zrobić, jeśli zechce.
Na przykład wpłacić 5 zł na facebookową akcję pomocy zwierzakom: „Daj piątaka na starszaka”:
Można też ustawić polecenie zapłaty co miesiąc na jakąś kwotę: 2 zł, 5 zł, 10 zł… Grosz do grosza i zwierzaki będą bezpieczne, a ludzie spokojniejsi, by pomyśleć, co dalej. Można rozpuścić wici wśród znajomych – może zechcą dołączyć do pomocy? A może mają pomysł, w jaki sposób zagospodarować psie zaprzęgi? Może ktoś ma czas i ochotę, by pomóc marketingowo i promocyjnie? Może Twoja firma zechce udzielić wsparcia? Może wiesz, że jakaś gmina ma teren, który zechce przeznaczyć na taką działalność? Może znasz kogoś, kto zna kogoś…?
Łańcuch ludzkich serc to najskuteczniejsze narzędzie pomy.
Skoro przeczytałaś „to” aż do końca, może to dla Ciebie znak, aby się włączyć akurat w tę pomoc? Możliwości jest wiele – kwestia chęci. Oczywiście nikt nic nie musi.
Ale każdy coś może. Ty też:)
Wpłat można dokonywać na konta:
- Daria Nowakowska
28 1140 2004 0000 3102 5391 8553 - PayPal daria@gmail.com
- Fundacja „Głosem Zwierząt”
Podbiałowa 1/2
60-185 Skórzewo
04 2490 0005 0000 4600 8073 9177 - Przelewy zagraniczne:
IBAN: (PL przed nr konta bankowego)
BIC/SWIFT: ALBPPLPW
z dopiskiem : Daj piątaka na starszaka!