Przyznam, że nie znałam marki Clochee zanim nie spotkałam się z Panią Darią Prochenką na wywiad. Spędziłyśmy owocnie i ciekawie czas przy kawie oraz lemoniadzie. Efektem tej rozmowy jest poniższy wywiad. Poznaj Darię Prochenkę, współzałożycielkę i Prezeskę Clochee.
Beata Skąd pomysł na kosmetyki?
Daria: Kompletny przypadek. Siedziałam sobie z moją przyjaciółką, Justyną i rozmawiałyśmy jak to kobiety trochę o zdrowiu, trochę urodzie. W tym dniu oglądałam film o żywności modyfikowanej genetycznie. Byłam nim zbulwersowana dlatego zwróciłam naszą rozmowę na tematy zdrowotne. W tym czasie moja babcia była chora na nowotwór. Opowiadałam też Justynie, że w szpitalu spotkałam piękną, młodą kobietę, która miała nowotwór piersi. Zapytałam lekarza skąd taka młoda osoba? On odpowiedział, że przecież cały czas wprowadzamy do siebie sporo chemii, a kobiety często kumulują te złe związki w węzłach chłonnych. Pod wpływem sugestii lekarza postanowiłam przerzucić się na kosmetyki naturalne. Gdy tak jak sobie rozmawiałyśmy. ja marudziłam, że te kosmetyki, które próbowałam są takie sobie i że nie mogę nic dla siebie dobrać. Wtedy Justyna powiedziała: „Słuchaj to ja coś Ci zrobię.” Dopiero wtedy dowiedziałam się, że moja przyjaciółka ma takie umiejętności i czasami sobie robi kremy! Sama kupuje komponenty i je miesza. Dla mnie to było super odkrycie! Zaczęłam analizować możliwości i tak powstał pomysł na naszą firmę. Justyna bardzo się ucieszyła, bo dla niej tworzenie kosmetyków to sama przyjemność. Obie znalazłyśmy się w dobrym momencie i wszystko toczyło się bardzo naturalnie. Podzieliłyśmy się obowiązkami. I szłyśmy do przodu zgodnie.
Beata: To duże szczęście! Jak to wyglądało?
Daria: W czasie kiedy Justyna wyszukiwała receptury, składniki, ja zajmowałam się tworzeniem tabel, zestawień, promocją i marketingiem. Stworzyłam całą wizję naszej firmy, misja wyszła bardzo naturalnie z naszych rozmów. Omówiłyśmy sobie to co chcemy, czego nie chcemy, co nam się podoba w innych firmach i jak sobie wyobrażamy naszą firmę. Prywatnie się lubimy i przyjaźnimy. Tradycyjnie co roku wyjeżdżamy na babski wyjazd. Tym razem również wyjechałyśmy, ale rozmawiałyśmy już tylko o naszej firmie 🙂 Później znalazłyśmy dofinansowanie. Ja w międzyczasie rzuciłam pracę, ale niestety otrzymanie dofinansowanie przesunęło się o pół roku.
Beata: Jak długo się przygotowywałyście? Od pomysłu do biznesu?
Daria: Wniosek i dokumenty o dofinansowanie złożyłyśmy w maju 2012 roku, a pamiętna rozmowa z Justyną była w styczniu 2012. Przez te 4 miesiące byłyśmy na targach opakowań, zaprojektowałyśmy etykiety, spotkałyśmy się z zakładami produkcyjnymi. Zrobiłam też wtedy wstępny biznes plan. Zgłosiłyśmy się do Polskiej Fundacji Przedsiębiorczości, która miała wówczas program – Pomeranus Seed, który skończył się w 2013 roku. Pomysł się spodobał. Ale zatwierdzenie nie było łatwe, bo musiałyśmy przedstawić nasz pomysł na biznes przed komisją, która składała się z kilkunastu osób i to głównie z mężczyzn. Każdy z członków komisji dostał peeling przygotowany przez Justynę – jeszcze wtedy w warunkach domowych, żeby pokazać im, że wiemy o czym mówimy. Miałyśmy wrażenie, że komisja nie była przychylnie nastawiona. Ale dostałyśmy zgodę na okres preinkubacji. Przygotowałyśmy porządny biznes plan, przygotowywałyśmy podwaliny sklepu internetowego oraz pierwsze receptury, które musiały być następnie przebadane w laboratoriach i czekałyśmy na środki. Gdy okazało się, że Fundacja oficjalnie została naszym wspólnikiem przyszedł czas na produkcję. Na początku powstało 6 kosmetyków.
Beata: A teraz ile macie kosmetyków?
Daria: Teram mamy ok. 30. Cały czas pracujemy nad nowymi. Mamy już kolejnych 10 receptur. Jednak nie jesteśmy w stanie wprowadzić wszystkiego od razu. To się niestety wiąże z finansami.
Beata: Jak to jest z produkcją kosmetyków?
Daria: Wszystko jest produkowane w Polsce. Nigdy nie produkowałyśmy kosmetyków w domu. Robiłyśmy wszystko z profesjonalnym zakładem produkcyjnym i zewnętrznym laboratorium. Mamy pozwolenia na sprzedaż naszych kosmetyków na terenie Unii Europejskiej. Nie podoba nam się jednak, że nie ma takich przepisów, które uniemożliwiały by przygotowywanie i sprzedaż kosmetyków wykonywanych w warunkach domowych, które nie zostały przebadane w laboratorium i które szczycą się, że są Home made! Naszą obawą jest to, że jeśli komuś one zaszkodzą może to zepsuć reputację kosmetyków organicznych.
My obecnie pracujemy już z dużymi firmami takimi jak Perfumerie Douglas, Superpharm czy apteki DOZ. Te firmy wymagają koniecznych certyfikatów zanim przyjmą jakiekolwiek produkty do sprzedaży. I to jest ok, bo daje to odbiorcom pewność, że wszystkie produkty, które kupimy w tych miejscach są bezpieczne i przebadane.
Beata: Czy rynek kosmetyków bio, eko, organic nie jest już nasycony? Czy jest jeszcze miejsce?
Daria: Jest miejsce. To jest nowy trend. Mam nadzieję, że ludzie zaczną bardziej dbać o siebie i zainteresowanie nimi wzrośnie. Sama nie jestem „szalonym ekologiem”, choć sprawy ekologii są dla mnie ważne. Jednak nie od razu trzeba ze wszystkiego rezygnować. Wyznaję zasadę małych kroków tj. zakręcanie wody podczas mycia zębów, wyłączania światła gdy nie siedzimy w danym pomieszczeniu. Jednak żyjemy w cywilizowanym świecie i to jest normalne, że korzystamy z samolotów, samochodów, które niestety nie służą środowisku. Jednak trudno już się obejść z tych ułatwiających życie, osiągnięć. Rynek kosmetyków naturalnych to jest nadal coś nowego. Europa Zachodnia jest nasycona. Jednak jest mnóstwo innych rynków, np. Azja, która teraz jest bardzo chłonna. Oni wręcz pożądają czystych produktów! Borykają się ze smogiem, alergiami stąd to duże zainteresowanie organicznymi kosmetykami.
fot. materiały prasowe
Beata: Czym się wyróżniacie?
Daria: Jesteśmy konsekwentne w działaniu. Nie oszukujemy klientów. Jeśli mówimy, że nasza firma jest ekologiczna i naturalna to tak jest. Stosujemy surowce naturalne z certyfikatami, ale też polskie ekstrakty, które nie muszą lecieć z odległych stron świata. Odrzuciłyśmy kartonowe i foliowe opakowania, które wyrzucamy zaraz po przyjściu z drogerii do domu. Stosujemy szkło, ale też plastik. Opakowanie 250 ml w szkle jest ciężkie i transport takiej partii powodowałby większe zużycie paliwa. Dlatego stosujemy plastik przetworzony, taki do recyklingu i biodegradowalny. Produkujemy nasze opakowania z 100% PCR (post consumer recycled), czyli już po recyklingu. Mamy świetne jakościowo kosmetyki. One zawierają maksymalną możliwą zawartość substancji aktywnych. Po prostu – klient ma być zadowolony z efektu, żeby do nas wrócił.
Beata: Jaka jest skuteczność działania kosmetyków organicznych?
Daria: One działają długofalowo. Klasyczne działają spektakularnie i na chwilę. Selektywne kosmetyki z drogerii – po pierwszym użyciu dają efekt wow. A kosmetyki naturalne działają poprzez regularność stosowania. Nie rozprostują nagle zmarszczek, ale poprawią jakość i gęstość skóry.
Beata: Skąd pomysł na nazwę?
Daria: Długo szukałyśmy nazwy. Chciałyśmy żeby to było coś eleganckiego, delikatnego, wykwintnego, kojarzącego się z naturą. Francuski nie jest przypadkowy. „Cloche” to po francusku dzwon, dzwonek. Moja babcia urodziła się we Francji i opowiadała o swoim dzieciństwie zawsze z rozmarzeniem. A ta nazwa to trochę taki hołd dla mojej ukochanej wspomnianej już wcześniej babci. Graficzka, która zrobiła opakowania, etykiety pokazała nam kiedyś drzewko z kwiatkami w kształcie dzwonków. Moim ukochanym kwiatem jest kampanula, która ma kwiaty w tym kształcie i wszystko zaczęło się składać. Do nazwy dodałyśmy jeszcze jedno „e”, które spowodowało że to już nic nie znaczy. Brzmi z francuska, ale ma znaczenie sentymentalne.
Beata: Jak rozumiem już zaczęłyście podbój rynków zagranicznych?
Daria: Tak, to już się dzieje. Podpisałyśmy umowę z dystrybutorem na Tajwanie i poszła też pierwsza przesyłka do niego. Będzie się wystawiał na targach. Buduje stronę internetową.
Beata: Jak znalazłyście tego dystrybutora?
Daria: Od początku powstania firmy szukałam możliwości ekspansji na rynki zagraniczne. Szukałam partnerów i dystrybutorów na świecie. Nie skupiałam się tylko na Polsce. Wiedziałam, że to musi być świat.
Beata: Jak się szuka takich osób/ firm?
Daria: To jest trudne, ale korzystałam z różnych możliwości i źródeł. To są targi, różne instytucje, urzędy marszałkowskie, misje gospodarcze. Trzeba też zachować ostrożność, bo wiele takich kontaktów nic nie daje, dlatego szukam z uważnością i na spokojnie. Chcemy, żeby nasza firma powoli, ale konsekwentnie wzrastała. Nie nastawiamy się na szybki zysk. Ta firma jest naszym dzieckiem. Dla mnie jest ona prawie całym światem, więc chcemy się rozwijać z głową i działać długie lata. Identyfikujemy się z nią bardzo i dlatego preferujemy powolny, ale stabilny wzrost.
Beata: Nie boicie się, że z firmy rodzinnej stanie się ona korporacją?
Daria: Jeśli firma się rozrośnie to na pewno będziemy musiały stworzyć nowe procedury i działać inaczej. Jednak są korporacje i korporacje. Wszystko zależy od tego jak się zarządza firmą. Jeśli ufa się pracownikom, ludzie mają decyzyjność to jest super. Elastyczność jest do tego kluczem.
Beata: Gdzie dystrybuujecie w Polsce kosmetyki Clochee?
Daria: Jeśli chodzi o dużych dystrybutorów to jest to Superpharm, sklep internetowy Douglas, apteka internetowa DOZ. Ale jesteśmy również na lotniskach w Warszawie, Krakowie i na Mazurach. Dodatkowo jesteśmy w ekologicznych sklepach internetowych i mniejszych sklepach stacjonarnych, oraz niektórych salonach SPA. Nie mamy jeszcze linii profesjonalnej, ale znalazłyśmy miejsca, które mimo to stwierdziły, że chcą pracować na naszych kosmetykach.
Beata: Gdzie było najtrudniej wejść?
Daria: Wszędzie! My nie jesteśmy z branży kosmetycznej, nikogo w Warszawie nie znałyśmy, dlatego przebijałyśmy się przez każdy sekretariat, szukałyśmy kontaktów i to trwało miesiące! Nie miałyśmy rekomendacji. Byłyśmy dziewczynami znikąd. Na początku wydawało mi się, że to pójdzie szybciej. Niestety, ciężko było się dobić do kogokolwiek i umówić się na spotkanie. Pierwsze spotkania odbyły się po roku starań. Ale nie poddawałam się i konsekwentnie dążyłam do celu. Dzięki temu dziś jesteśmy już w tylu miejscach!
Beata: Dla kogo są wasze produkty? Młodych kobiet czy dojrzałych kobiet?
Daria: Zaczęłyśmy robić takie kosmetyki, których my potrzebujemy. Jeśli my chcemy dać coś klientkom to my musimy być zadowolone. Mamy różne typy skóry z Justyną, inne zapachy nam się podobają. W ten sposób powstały kosmetyki dla różnych rodzajów skóry. Pierwszymi testerkami były kobiety z naszych rodzin i przyjaciółki. Tworzyłyśmy coś dla nas i dla naszych mam. Wiedziałyśmy, że nasze kosmetyki nie będą kosztowały 20 zł i nie tworzyłyśmy dla nastolatek. Jednak już od 25 roku życia kobiety mają swoje skórne problemy i one też chętnie sięgają po dobre kosmetyki. Balsamy, masła do ciała, płyn micelarny, olejek do demakijażu są dla wszystkich. Serum, krem pod oczy – to już dla kobiet dojrzałych.
Beata: Czy miałyście obraz idealnej klientki?
Daria: Nie. Na początku postawiłyśmy na marketing internetowy i szukałyśmy przede wszystkim świadomych klientek. Dlatego nasz produkt musiał być najwyższej jakości, żeby zadziałał mechanizm marketingu szeptanego. Teraz z kolei edukujemy klientki dodając do kosmetyków małe książeczki o tym czego nie powinno być w kosmetykach naturalnych. Chcemy, żeby panie umiały odróżnić kosmetyki naturalne od tych, które nimi nie są. Bazujemy na substancjach roślinnych, dlatego nasze kosmetyki kupują weganki i wegetarianki. Nie grupujemy i nie klasyfikujemy ludzi. Czasami panie z mniej zasobnym portfelem oszczędzają, żeby móc kupić sobie nasz krem. To jest bardzo miłe.
Beata: Na co postawiłyście w promocji online?
Daria: Od początku byłyśmy na Fb, Instagram, Pinterest, You Tube. Media społecznościowe pomagają w sprzedaży. Na początku również zainwestowałyśmy w relacje z blogerkami. Ich artykuły zrobiły dla nas dużo dobrego. Powstał pierwszy szum o nas w internecie.
Teraz opieramy się bardzo na rekomendacji naturalnej, która wynika z jakości naszych produktów. Nie chodzi tu o fora internetowe. Wystarczyło że zadowolone przyjaciółki, poszły z tym dalej i tak rozniosła się wieść o dobrej jakości naszych kremów. Obserwowałyśmy to w naszym rodzinnym mieście w Szczecinie.
Beata: Nadal same robicie social media?
Daria: Nie. Mamy firmę zewnętrzną 🙂
Beata: Jak długo byłyście same w firmie?
Daria: Półtora roku. Później byłyśmy już tak przeciążone, że to nie miało sensu. Dochodziło do tego, że się nie wyrabiałyśmy z czytaniem mailii i zmęczenie dawało się we znaki. Wtedy pojawiły się 2 nowe osoby. Teraz firma liczy 5 osób. Ale przymierzamy się do otwarcia punktu w Warszawie i będziemy szukały kolejnej osoby do pracy.
Do niedawna same pakowałyśmy wszystkie przesyłki internetowe. Ale teraz już firma zewnętrzna zajmuje się obsługą logistyczną Clochee.
Beata: A czy zdarzają się Wam niezadowolone klientki? Z czym one przychodzą?
Daria: Ile klientów tyle uwag 🙂 Całe szczęście, że więcej jest zadowolonych klientek. Wszyscy wiemy, że nie ma produktów dla wszystkich. Na przykład moja mama jest niezadowolona, bo nie ma balsamu o zapachu, który ona lubi. W kwestii zapachów nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich gustów. Ale mamy wierne i stałe klientki, które piszą do nas, wysyłają kartki świąteczne, utrzymują z nami relacje. To jest bardzo przyjemne! Dzwonią też panie z problemami skórnymi, z różnymi innymi pytaniami.
Beata: Co daje wam największą satysfakcję z prowadzenia firmy?
Daria: Dużo i ciężko pracujemy i nie mamy chwili wytchnienia, żeby się nad tym zastanowić. Ostatnio podpisałyśmy umowę z naszą ambasadorką Agnieszką Maciąg i zrobiłyśmy spotkanie prasowe. To było pierwsze, duże wydarzenie, na którym pojawiły się znane osoby, dziennikarze i gwiazdy. Dopiero po tym wydarzeniu miałyśmy chwilę na zauważenie naszych osiągnięć. Nie cieszymy się z pomniejszych sukcesów, bo traktujemy to jak normalny dzień pracy. Jest przez chwilę zachwyt – wow, udało się! I… dalej pracujemy. Nie osiadamy na laurach. Ale takie pytanie zachęca do refleksji.
Beata: Dokładnie, dlatego je zadałam 🙂
Daria: Na ten moment satysfakcję daje nam chyba ten ciągły rozwój. Jak wprowadziłyśmy kosmetyki do Superpharmu poszłyśmy i zobaczyłyśmy kosmetyki na półkach od razu zrobiłyśmy zdjęcie 🙂 Byłyśmy zachwycone. Bo to było takie ukoronowanie naszej ciężkiej pracy. Te lata pisania, dzwonienia, „żebrania” o spotkania w końcu przyniosło efekt. Sukcesem dla nas było podpisanie kontraktu z Agnieszką Maciąg. Taka kobieta, którą wcześniej podziwiałyśmy, a teraz będziemy z nią pracowały!
Beata: No właśnie, a jak to było z przekonaniem jej do waszych kosmetyków?
Daria: Przekonała się bardzo szybko. Otrzymała najpierw od nas kosmetyki do recenzji. Wiedziałyśmy, że hołduje filozofii zdrowego stylu życia. I to odpowiada również naszej filozofii działania. Okazało się, że kosmetyki bardzo jej przypadły do gustu. Potem spotkałyśmy się z jej managerką i zapytałyśmy, czy nie byłaby zainteresowana współpracą. Namówienie jej nie było trudne, bo spodobała się jej koncepcja, produkty i wiem, że ona ich autentycznie używa, co nas bardzo cieszy!
Beata: Co byście Panie poradziły młodym kobietom, myślącym o swoim biznesie?
Daria: Trzeba być pracowitym, zdyscyplinowanym. Własna firma to nie jest praca od 9.00 do 17.00. Jak Cię wyrzucają drzwiami, wchodź oknem. I licz! Dużo osób popełnia błąd i nie robi założeń finansowych. Trzeba liczyć, żeby nie przeinwestować i mierzyć siły na zamiary. Ale nie poddawać się i wierzyć. My nigdy nie zwątpiłyśmy. Wspieramy się w cięższych dniach. Dobrze jest mieć wsparcie kogoś bliskiego, kto w ciężkich chwilach podniesie na duchu. A my się świetnie uzupełniamy. Kluczowe jednak są pracowitość, determinacja i organizacja. Bez tego można ponieść porażkę. Konsekwencja w działaniu, strategia też pomagają!
Beata: No tak, to wszytko jest kluczowe. Bez pracy nie ma kołaczy:)
Daria: Długo wszystko robiłyśmy same. Wynikało to z obawy przed przeinwestowaniem. Jednak to, że pracujemy z równym zaangażowaniem umożliwiło nam takie działanie. Obserwuję też firmy, w których to zaangażowanie jest nierówne, z czego wynikają niesnaski, nieporozumienia, kłótnie. To bardzo ważne żeby się dopasować. No i oczywiście działać. Mam sporo takich znajomych, które mówią – zrobiłabym swoją firmę. Ale mijają lata i nic się nie dzieje. Niektóre miały świetne pomysły na biznes, ale nic z tym nie zrobiły. Niektórzy zakładają tylko czarne scenariusze i to może ich blokować. Nie można zakładać, że nic się nie uda, bo to absolutnie nie pomoże w działaniu! Trzeba przeskoczyć moment wyszukiwania dziury w całym i powiedzieć sobie – dobra, robimy to i już!
Beata: Jakie plany macie na najbliższą przyszłość?
Daria: Sklep w Warszawie. Duże zagraniczne targi kosmetyczne. Bierzemy też udział w dwóch konkursach o dotację UE no i… podbijamy świat!
Beata: Cudownie! Życzę powodzenia!