Czasami warto się natrudzić – Kasia Malinowska

| |

Emocje, oczekiwanie na coś ważnego, bliskość rodziny, bycie razem to wspaniałe przeżycia. Wspomnienia z takich wydarzeń żyją w nas całe życie.  

Nowe Kasia Malinowska

CZASAMI WARTO SIĘ  NATRUDZIĆ

Kasia Malinowska

 

Są w życiu rzeczy, które się opłaca oraz te, które są  coś warte”.

                                                             Władysław Bartoszewski

 

Dziś trochę refleksyjnie, nostalgicznie, osobiście. Kilka dni temu organizowałam dużą imprezę rodzinną. Moja pierwsza myśl brzmiała: „Zrobię to przyjęcie w lokalu”. Zapraszać gości do domu? Nie! To się nie opłaca! Tyle przy tym zachodu, bałaganu, sprzątania, hałasu, zamieszania. Lista argumentów na nie była imponująco długa. Niestety los bywa przewrotny. Znalezienie stosownego miejsca w tym terminie, było mniej prawdopodobnie niż trafienie dziesiątki w Lotto. Chcąc – nie chcąc, zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy. Klamka zapadła. Robię przyjęcie w domu.

PO CO ?

Pierwsze odczucia … sceptycyzm, lekkie przerażenie (żeby nie powiedzieć panika) no i oczywiście seria wątpliwości: czy podołam? Czy dam radę? Czy zdążę to wszystko przygotować? Miałam wrażenie, że mój mózg nieprzerwanie atakuje mnie jednym, uporczywym pytaniem: „Po co Ci to było kobieto?”. Było PO COŚ! Po coś bardzo ważnego. Po coś za czym podświadomie tęskniłam. Ale po kolei.

DLA WSPOMNIEŃ

Przygotowanie przyjęcia komunijnego, bo o tym mowa, wywołało falę wspomnień. Nagle uzmysłowiłam sobie, że historia zatoczyła piękne koło. Moja córka i ja przystępowałyśmy do komunii w tym samym kościele. Ja, bagatela, 32 lata temu, ona w zeszły weekend.  Moje przyjęcie komunijne także odbywało się w domu, a właściwie 2-pokojowym mieszkaniu jakie wtedy mieliśmy. Do dziś nie mam bladego pojęcia jak moi rodzice zdołali zmieścić tych wszystkich gości w mieszkanku, którego powierzchnia równała się metrażowi mojego obecnego salonu. Kolejne wspomnienie, które dla mojej 10 letniej córki wydaje się całkowitą abstrakcją, to wyprawa po lody. Pamiętam doskonale, że poszłam po nie z moją mamą chrzestną do lodziarni, która znajdowała się po drugiej stronie ulicy. (Nota bene, ciekawa jestem czy jeszcze istnieje). Tak! Wtedy nie kupowało się lodów w sklepach, w kolorowych pudełeczkach  tylko w specjalnych lodziarniach. Zabrałam swój ogromny, pomarańczowy termos i dumnie stanęłam w gigantycznej kolejce. I wiecie co? Tam była prawie cała moja klasa. To był idealny moment żeby się wymienić informacjami kto co dostał i od kogo. Na czele listy był oczywiście rower (czerwone Wigry), zegarek i magnetofon Grundig lub Kasprzak. My, rocznik ‘76 nie mieliśmy bladego pojęcia o istnieniu laptopów, tabletów, konsoli etc.

DLA POCZUCIA WSPÓLNOTY

Ale wróćmy do teraźniejszości. Kiedy poinformowałam, że przyjęcie komunijne odbędzie się w domu, wszyscy zaczęli się niebywale angażować. Każdy chciał pomóc. Każdy chciał mieć w tym wyjątkowym wydarzeniu, swój (chociażby najmniejszy) udział. To było absolutnie fantastyczne. Tym bardziej, że emocje towarzyszące przygotowaniom udzieliły się także mojej córce. Piszę o tym nie bez powodu. Zagonić dzieci do posprzątania chociażby swojego pokoju to często mission impossible, wie o tym niejedna mama. Tym razem, nie było mowy o żadnym proszeniu, nakłanianiu, negocjowaniu. Pokój lśnił! Na tym jednak nie koniec.

DLA EMOCJI

Zaangażowanie to taka cudowna infekcja, która raz złapana rozprzestrzenia się bez opamiętania. I tak oto moja córka spędziła kilka godzin w kuchni pomagając nam w przygotowaniu komunijnego menu. Było przy tym dużo śmiechu, zabawy, wspomnień i wzruszeń. To był naprawdę wartościowy czas i dla nas i dla niej. Ten kosz pozytywnych emocji, których doświadczyła uczestnicząc w przygotowaniach, zabierze ze sobą w dorosłe życie i będzie mogła z niego czerpać w każdej chwili.

DLA SIEBIE SAMYCH

Czasami warto się natrudzić, żeby poczuć satysfakcję z wykonanej pracy, zadowolenie, radość i spełnienie. Czasami warto oddać kilka godzin snu na rzecz niebywałych emocji, które zostają z nami na długo. Czasami warto zaangażować się na 200%, by być TU i TERAZ. Czasami warto wybrać trudniejszą drogę, by być dłużej w podróży.


KASIA MALINOWSKA  Life&language coach. Właścicielka INSPIRATION Centrum Językowo – Szkoleniowego. Trener rozwoju osobistego i coach, przedsiębiorca. Kierownik biura Polskiego Stowarzyszenia Coachingu i Rozwoju w Łodzi.

Mgr filologii angielskiej, absolwentka studiów podyplomowych Public Relations, Akademii Zarządzania dla Metodyków i Właścicieli Szkół Językowych oraz Studium Coacha Life GWPS – Szkoła Coachingu Moniki Zubrzyckiej-Nowak. Ekspertka Kuźni Przedsiębiorczości przy Łódzkim Kongresie Kobiet. Twórczyni Projektu Zmiana.

Organizatorka łódzkich, cyklicznych spotkań „Kobiety! Czas na kawę” oraz warsztatów językowych „Let’s talk, LADIES”.  W ramach wielu projektów powadziła min. warsztaty: „Twój wizerunek w biznesie”, „Nie tłumacz się działaj!”, „Projekt zmiana”, „Wolna od stresu”, „W poszukiwaniu spełnienia, czyli jak budować zdrowe poczucie własnej wartości” oraz „Biznes z Pasją” w ramach cyklu spotkań „Okiem Praktyka”. Pisze artykuły o tematyce rozwojowej dla portali Ty i Biznes oraz Imigomo.

Jej życiowe motto: Nie tłumacz się, DZIAŁAJ! Prywatnie mama 10 letniej Michaliny, mocno stąpająca po ziemi, pełna pasji i nie bojąca się wyzwań kobieta. Pracuje z kobietami, które marzą o realizowaniu zmian zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym. Inspiruje, motywuje, pomaga wyjść z życiowego impasu. Wie, że można żyć piękniej, pełniej i ciekawiej. To właśnie stara się przekazać swoim klientkom, inspirując je do podejmowania życiowych metamorfoz.

Kontakt do Kasi: k.malinowska@inspiration.edu.pl , mobile 600-331-458.

Poprzednie

Kobiety sukcesu na Wielkim Zjeździe

Wdzięczność – dlaczego bywa trudna? – Katarzyna Stefaniak

Dalej

1 komentarz do “Czasami warto się natrudzić – Kasia Malinowska”

Możliwość komentowania została wyłączona.