Któż z nas nigdy nikogo nie ocenił? Ręka w górę! Nie widzę 😉 Myślę, że nie ma kogoś takiego. Ocenianie leży w naszej naturze. Dzięki niemu często możemy poczuć się lepsi… od kogoś innego źle przez nas ocenionego. Pytanie – czy można się go wyzbyć? A może zapanować nad szybką oceną drugiej osoby bez jej dogłębnego poznania? Jak okiełznać kłopotliwe ocenianie – przeczytaj!
Kłopotliwe ocenianie
Chyba prawie każdemu, kto interesuje się rozwojem osobistym, zdarzyło się, że słyszał i czytał: nie oceniaj! A do napisania tego artykułu zainspirowała mnie pewna grupa na Facebooku, do której rzekomo należą kobiety chcące rozwijać się osobiście i duchowo („rzekomo” nie oznacza złośliwości, tylko takie jest założenie grupy). A właściwie to, co się ostatnio w tej grupie wydarzyło. Ogłoszono, że grupa będzie zamknięta. Część dziewczyn napisała, że nie rozumie tej decyzji. A ja pomyślałam: co tu rozumieć? I po co? I sama sobie odpowiedziałam: żeby ocenić! Samą decyzję, ale także osoby za to odpowiedzialne.
Im bardziej coś działa na emocje, tym większa chęć oceny.
I u większości to działa z automatu. Dlatego taoiści trenują wewnętrzny spokój 🙂 Poziom mistrzowski to (uwaga: nie oznaczająca bierności) pełna akceptacja wszystkiego (!). Póki co nikogo takiego nie znam. A znam osobiście wielu kołczów i speców od rozwoju wszelakiego.
Wracając do wspomnianej grupy – co jakiś czas pojawia się ferment (normalne w skupiskach ludzkich, także internetowych) – z różnych powodów (też normalne), w ferworze którego padają zdania bardziej emocjonalne niż zazwyczaj (i to także jest normalne). Nie obywa się bez epitetów (nie będę dawała przykładów, dość złości na około).
Ale jest druga strona medalu.
Widać ją w komentarzach pod zwykłymi postami, bez sytuacji konfliktowych. Tylko że kiedy jest konflikt, opinie brane są za oceny – a to zawsze się źle kojarzy. Za to kiedy jest milusio i w komentarzach występują pochwały i aprobata („Super to napisałaś!”, „Ale to mądre!”, „Wow, ale mnie zainspirowałaś”) – nikt nikomu nie zarzuca żadnego oceniania. Chwalony daje łechtać sobie ego i tu ocena mu nie przeszkadza…
Nie znam nikogo, kto umie wspiąć się na wyżyny i nie ocenia.
Nikogo! Powiem więcej: z moich obserwacji wynika, że nawet na bezludnej wyspie się nie da, bo trzeba by oceniać chociażby to, czy dany owoc nadaje się do zjedzenia 🙂 Oceniamy stan ogumienia, potencjał pracownika, perspektywy na przyszłość, lojalność, wygląd i cechy kandydata na kandydata… Ktoś powie: w Finlandii w szkołach nie oceniają. U nas też w klasach 1-3 jest ocena opisowa. Ale to nadal ocenianie.
Miejmy świadomość samego słowa, ale i procesu oceny.
* Ocena człowieka to jednak co innego niż ocena sytuacji. Ale nasz mózg nie lubi komplikacji. Nauczył się oceniać, i niestety dla niego to żadna różnica, co ocenia. Uruchamia proces: zmysł – odbiór – przetworzenie – interpretacja – ocena. Trwa to moment, często dla Ciebie niezauważalny. Wrzuca do jednego wora owoc z bezludnej wyspy, ogumienie, pogodę i człowieka (w tym Ciebie). Tylko Twoja świadomość może go kontrolować w tym względzie. Do tego potrzebna jest autorefleksja, uważność i otwartość na uwagi innych (nie ze wszystkimi trzeba się zgadzać i nie wszystkimi przejmować, ale z niektórych warto wyciągnąć wnioski). Najprostszy trening samokontroli: zanim coś komuś zarzucisz, uruchom myślenie, powstrzymaj emocje (to tak właśnie działa: gdzie emocje – do widzenia rozum, a emocje można okiełznać poprzez świadome uruchomienie myślenia); zapytaj, co ma na myśli i jaki ma cel. Tylko że to też trzeba umieć… 🙂 Niestety, w szkołach nie uczą uważności czy porozumienia bez przemocy, a wiadomo, że trudniej zmodyfikować nawyki (zwłaszcza myślowe) niż nauczyć się od nowa.
* Każda Twoja ocena jest Twoją osobistą opinią i kto inny może mieć całkiem inną: odnośnie wiary, właściwej diety, pogody. O! Pogoda to doskonały przykład: kiedy leje deszcz i walą pioruny, część powie, że jest paskudnie, a dla wielu (w tym mnie) – im bardziej grzmotnie i błyśnie, tym piękniej… Jako ciekawostkę dodam, że mój pies Nuno uwielbia „kłócić się” z burzą (im głośniej walnie, tym on radośniej merda ogonkiem i głośniej szczeka) i wcale się tego żywiołu nie boi, a waży całe 3 kg 🙂
* Czasem trudno jest odróżnić opinię krzywdzącą od ironicznej (jedna i druga oparta jest o ocenę). Ironia jest wyrazem poczucia humoru i inteligencji, złośliwość (zwłaszcza maskowana niby poczuciem humoru) – zaburzenia poczucia własnej wartości i zawiści. Różnica leży w intencji. Ironia pokazuje słabości w krzywym zwierciadle, złośliwość ma zranić. Każdy popełnia błędy w ocenie. Tylko nie każdy umie przeprosić. A przepraszanie, bycie wdzięcznym i proszenie o pomoc to pewne kompetencje społeczne, których warto się uczyć – ale to inny temat.
* Osoby przewrażliwione na swoim punkcie (ma to niewiele wspólnego z wrażliwością) innym zarzucają ocenianie (najpierw atakują, potem obrażają się i hodują urazę), a same nie widzą, jak bardzo są oceniające w negatywny sposób. Wydają opinie bez upewnienia się, czy dobrze zrozumiały, bez próby sprawdzenia intencji. Bolą nas epitety. Nie lubimy, kiedy się staramy, a docenienia brak. Nie lubimy być szybko i niesprawiedliwie osądzane. A czy czasem sama nie jesteś taką sędzią…?
* Tam gdzie w grę wchodzą wartości, wybuchają największe konflikty i bardzo trudno dojść do porozumienia (vide: to, co się dzieje w naszym kraju). Nie działają argumenty i logika. Istnieje tendencja do negowania tego, czego się nie zna lub nie rozumie – właśnie dlatego, że ma się kłopot z oceną. Jeśli moją prawdziwą wartością jest wolność, będę ją dawać innym. Zmuszając do podzielania moich poglądów i opinii pokazuję, że jestem przez nie zniewolona.
* Kiedy ktoś Ci mówi, że jesteś do niczego albo że jesteś świetna, to jest jego opinia podjęta na podstawie oceny Twojej osoby. Ty często też tak oceniasz 🙂 Warto się pilnować (i jest to element rozwojowy: uczysz się pewnego myślenia), żeby nie oceniać człowieka całościowo (bo nikt nie jest tylko super albo tylko beznadziejny), tylko odnosić się do konkretnego powiedzenia/zachowania/sytuacji. Za opisem Twoich emocji („wkurza mnie to”, „zrobiłeś mi przyjemność”) zawsze stoi ocena (nie podoba mi się/bardzo mi się podoba, nie lubię/lubię) i nie ma co udawać, że jest inaczej.
Ocena jest wpisana w nasze życie. Kwestia tego, czemu służy. Warto złagodzić jej wydźwięk.
*Docenianie to też ocena. Tyle że słowo docenianie kojarzy nam się dobrze, a ocenianie raczej fatalnie. Zachęcam do świadomości słowa i jego znaczenia, bo to, na którym się skoncentrujesz, zaprogramuje Twój mózg. Tu niestety zarówno nasze domy rodzinne, jak i system oświaty bardzo dużo wysiłku wkładają, aby ocenianie kojarzyło nam się nienajlepiej. Potrzebna jest zmiana systemowa w nauczaniu znaczenia tego słowa, którą najlepiej zacząć od siebie.
* System nagród i kar, tak powszechny w naszej kulturze, oparty jest na ocenianiu. Jest dużo literatury, jak wychowywać bez nagród i kar (i wcale nie bezstresowo! Bardzo ciekawy obszar, polecam), jak zarządzać zespołem w inny niż do tej pory sposób.
* Nie da się dokonać wyboru bez oceny (czy mi się przyda, czy to jest fajne, czy jemu się spodoba).
* Kiedy piszesz pod postem koleżanki: „Świetnie, Iwonko!”. To jest wyrażenie aprobaty, czyli oceniłaś, że w Twojej opinii to, co opublikowała Iwona, jest dla Ciebie wartościowe (albo udajesz, ale to inny temat).
* Kiedy mówisz mężowi: zgadzam się na to/nie zgadzam się – wcześniej oceniłaś, czy jego pomysł/propozycja Ci odpowiadają. A czasem negujesz coś lub aprobujesz tylko dlatego, że podoba Ci się nie sam pomysł, a pomysłodawca. Badania psychologiczne już dawno pokazały, że osoby lubiane oceniamy o wiele łagodniej, a czasem wręcz tę ocenę naciągamy 🙂 Warto być tego świadomym, kiedy znowu przewracamy oczami na jakiś durny pomysł męża: nie podoba nam się sama idea czy on sobie nagrabił już dawno…
* Kiedy kogoś chwalisz lub ganisz – najpierw oceniasz jego słowa lub zachowanie i od subiektywnej Twojej oceny zależy: wyrazisz aprobatę lub negację. Do niedawna nie umieliśmy chwalić, teraz niektórzy rodzice chwalą dzieci za wszystko. Żadna skrajność nie jest dobra, a wychowanie w oparciu o system kar i nagród to przeżytek (i NIE chodzi o bezstresowe wychowanie, ale to inny temat).
* Dokonujesz wyborów na podstawie oceny: czy to jest dla Ciebie korzystne (możesz się mylić, ale to inna kwestia), czy Ci się przyda, czy będziesz w tym ładnie wyglądać. Spotykając kogoś, mózg Twój działa tak samo. Na szczęście można go wytrenować, żeby nie nie szufladkował tak od razu. A jak dojdziesz do wprawy, to te szuflady będą coraz szerzej otwarte…
Trudno odzwyczaić się od oceniania.
Ale można próbować nie robić tego pochopnie, bo zakleszczenie się we własnych opiniach przekonaniu do swoich racji bardzo ogranicza horyzonty. Zanim się kogoś oceni, że jest taki czy siaki, warto się zastanowić: a może wcale nie wiem, jaki ten ktoś jest? Może mam za mało przesłanek, żeby opiniować? I na pytanie „Co sądzisz o…” – z odwagą odpowiadać: NIE WIEM. Człowiek, który wszystko wie, nie wie nic i nie daje sobie szansy, żeby się dowiedzieć.
To, co ocenię jako właściwe dla mnie, dla Ciebie może być wręcz zabójcze. Punkt widzenia bardzo często zależy od punktu siedzenia i od dostępu do danych, których możesz nie nie mieć. Sytuacja się zmienia. Ludzie też – ale nie wszyscy i nie zawsze tak, jak myślą 🙂
Ja osobiście często jestem oceniana jako osoba bardzo mocno oceniająca 🙂 Przyglądam się temu w sobie. Jestem świadoma, co mi odpowiada. Nie oczekuję, że moi najbliżsi będą zachwyceni wszystkim, co robię. I ja nie muszę być wszystkim zachwycona. Różnorodność wzbogaca. Z moimi najbliższymi przyjaciółmi mamy podobne kluczowe wartości i na tyle różne charaktery, żeby było inspirująco. Uwielbiam zmieniać zdanie w swych ocenach, bo to oznacza, że czegoś nowego się dowiedziałam. Tak, oceniam. Ale staram się nad tym panować. Nie boję się przyznać, że nie mam zdania, albo że coś jest zbyt mało istotne, bym kierowała w tę stronę swoją energię. I wzajemnie daję ludziom prawo do oceny mnie. A ich opinie albo biorę pod uwagę i wyciągam wnioski, albo im współczuję nietrafionych obserwacji – bo pozory bardzo mylą 🙂